Zza kurtyny

Powszechnie wiadomo, że Meryl Streep potrafi zagrać, w dodatku oscarowo, nawet kosz z brudnym praniem. Jednak, jak sama przyznała w jednym z wywiadów, rola Żelaznej Damy była dla niej wyjątkowo wymagająca i ważna. W scenie, w której zmywa naczynia, skupia uwagę na brudnych filiżankach i talerzach wzdychając nad zlewem. Przeciera je nieco nieporadnie, bo postać w którą wciela się całe życie lepiej radziła sobie z rządzeniem Wielką Brytanią niż z bawełnianą ścierką i obowiązkami domowymi.

Swoją drogą jestem ciekaw czy polityk Boris Johnson potrafi obsługiwać odkurzacz, sądząc po fryzurze, podobnie jak Powolniak, jest miłośnikiem nienachalnej elegancji i wyznawcą niezobowiązującego stylu. Daleko mu do charyzmy Winstona Churchilla i świeżości Blaira. Czym dłużej go słucham i oglądam, tym bardziej jestem o tym przekonany. Fryzura odzwierciedla osobowość i, podobnie jak w przypadku Donalda Trumpa, jest to prawda fundamentalna.

Na marginesie należy podkreślić, że w ostatnich latach Wielka Brytania miała pecha do premierów. Królestwo jest swoistą karykaturą brexitową, która nie wie w którą stronę dryfuje. Kilka lat temu miałem okazję przysłuchiwać się na żywo okołobrexitowej dyskusji w Parlamencie Europejskim. W 2017 roku, kiedy dumni Brytyjczycy zdecydowali się opuścić Wspólnotę towarzyszyła im względna pewność. Ostatnie zabiegi dyplomacji brytyjskiej, podejmowane przed Sylwestrem, świadczą raczej o nieporadności, chociaż, co zrozumiałe mają na głowie poważniejszy problem jakim jest epidemia.

Ostatni symbol trwałości, powagi i zaufania zamknął się, co nie dziwi w szczycie zarazy, w Windsorze i jest częściej widziany na banknotach niż na żywo. Nadejdzie jednak ten dzień, kiedy usłyszymy, że zaczęła się akcja London Bridge. Wtedy pozostanie kilkanaście dni żeby pożegnać historię XX wieku. Monarchia przestanie pełnić dotychczasową funkcję, bo utraci jej symbol. Nadzieję należy pokładać w młodszym pokoleniu, być może umiejętnie połączy tradycję ze współczesnością. Warto, a może nawet trzeba uważnie przyglądać się bieżącym wydarzeniom, bo o obyczajach, które panują na królewskim dworze usłyszymy za 20 lat jedynie od muzealnego przewodnika, o ile będzie taką wiedzę posiadać.
Tym bardziej szkoda, żeby zmarnować potencjał monarchii, ze wszystkimi śmiesznostkami i dziwactwami, niepowtarzalny i niespotykany gdzie indziej.

Rok 2020 stanowił wstęp do trzeciej dekady XXI wieku, która będzie czasem wielu finałów. W 2026 roku Elżbieta II, jeśli dożyje, osiągnie sto lat. Wcześniej, bo już za kilkanaście dni ekscentryczny Donald Trump zniknie z planszy, za kilka miesięcy kończy się również ostatnia kadencja Angeli Merkel.

Negocjuj, mediuj, miej otwarte wszystkie ścieżki tak długo, jak to możliwe – chyba tak zapamiętam ten okres i metodę rządzenia. Torebka kanclerska z dwoma uchwytami przypomina koszyk na zakupy. Jest jak symbol wszystkiego, co proste, syntezą niemieckiej praktyczności – zawsze nosi ją przy sobie. W odróżnieniu od brytyjskiego modelu Mutti Merkel przewodziła Niemcami nie pokazując insygniów i narzędzi władzy. Nie zwróciłaby na siebie uwagi na żadnym cotygodniowym targu, a jednak ustąpi ze stanowiska jako caryca Europy. Jej niezwykłość rodzi się z siły skromności. Taką postawę i model rządzenia w sondażach pochwala 72% Niemców i najchętniej życzyliby sobie, żeby Merkel pozostała z nimi na kolejne lata. Tak się jednak, z dużą dozą prawdopodobieństwa, nie stanie. We wrześniu powinniśmy poznać kolejnego kanclerza, myślę, że obcy mu będzie, na naszą szkodę, sentyment do Polski.

Z podobnej potęgi skromności, logicznego i praktycznego myślenia oraz ambicji klasy średniej narodziła się legenda Żelaznej Damy – najbardziej kontrowersyjnego premiera w historii Wielkiej Brytanii. Dla mieszkańców Śląska tak prowadzona polityka byłaby zapewne przejawem bezwzględności, a sama premier złem w czystej postaci.
Był rok 1979. Wtedy pojawiła się Margaret Thatcher, która bezkompromisowo opowiadała się za pacyfikacją sytuacji w kraju. „Istota demokracji polega na tym, że żadna grupa społeczna nie może mieć większej władzy niż parlament. Bolesną prawdą jest, że pan Callaghan nie może ruszyć palcem bez zgody związków” – mówiła przyszła pani premier. Nie miała nic przeciwko związkom zawodowym, tylko nie zgadzała się z tym jak silną pozycję zdobyły w kraju. Nazywała ich niekiedy czwartym stanem.

Gabinet pani Thatcher zajął się reformą związków zawodowych, która polegała na osłabieniu dominującej pozycji „baronów związkowych” i oddaniu tych struktur w ręce „zwykłych pracowników”. Prawda, że brzmi znajomo? Zakazano blokowania niepikietujących zakładów pracy i ograniczono przymus należenia do związków.
Po wyborach w 1983, zapasy węgla osiągnęły historyczny rozmiar 50. milionów ton, co zapewniło ciągłość pracy elektrowni, pomimo zatrzymania wydobycia. Do tego 6 marca 1984 roku Peter Walker – błyskotliwy minister ds. energetyki – przedstawił plan zamknięcia 20 nierentownych kopalń i zmniejszeniu rocznego wydobycia o 4 mln ton.
Koszty strajków, które wybuchły w niedługim czasie szacuje się na 3 mld funtów, jednak już w 1986 roku, po raz pierwszy od dekady kopalnie zaczęły przynosić zyski. Do 1983 roku z pracy odeszło blisko 60 tys. ludzi. Dzisiaj w górnictwie pracuje już nie 170 tys. a zaledwie garstka górników.
Proces restrukturyzacji sektora energetyki węglowej okazał się bardzo bolesny, koszty społeczne były ogromne, ale niezbędne do zbudowania nowoczesnego, niezależnego energetycznie państwa. O takim marzymy także nad Wisłą.

U progu trzeciej dekady warto zastanowić się nad istotą taczeryzmu. Chociaż od czasu brytyjskich reform minęło prawie 40 lat, dawno nie byliśmy tak blisko realizacji podobnego planu. Łatwo nie będzie, ale nikt nie obiecywał, że stanie się to nagle, a problemy rozwiążą się same. Transformacja jest w naszym regionie mocno opóźniona, więc bolesne skutki społeczne pozostaną rozciągnięte na kilkanaście lat. Natychmiastowe, ale przemyślane i dobrze zaplanowane reformy są gwarantem zatrzymania dalszej degrengolady przemysłowych dzielnic Śląska. Lubię je odwiedzać z racji sentymentu, jednak rozpadające familoki z komórkami na węgiel na backstage’u, dla gości z zewnątrz stanowią osobliwy widok. To pospolity wstyd, gdy niektóre żenujące, zaniedbane i archaiczne krajobrazy nie występujące już nigdzie na kontynencie kłują w oczy. Chociaż stanowią cenne dziedzictwo obracają się w ruinę, a bezmoc właścicieli obiektów i włodarzy jest porażająca. Równie gęsta atmosfera spowija miasteczka i miasta. Za bramkami na autostradzie w Gliwicach zaczyna się w sezonie grzewczym strefa toksycznego smrodu. Podtrzymywanie skansenu w centrum Europy, w dodatku tak toksycznego dla środowiska, jest zbrodnią. Kto myśli inaczej i obiecuje trwałość górnictwa w obecnym, prymitywnym kształcie, sam doskonale zdaje sobie sprawę, że postępuje cynicznie, nie ważąc na los ludzi związanych z tą branżą i działa na ich zgubę. Człowiek jest zbudowany z pierwiastka węgla, ale nie musi w nim błądzić, przedzierając się przez kurtynę smogu. Świat za nią jest czysty i pogodny, bez śladu węglowego, ten również może być taki.