Język jest nagi

Kilka lat temu wysłuchałem wykładu prof. Jerzego Bralczyka. Obecnie jego treść stała się jeszcze bardziej aktualna i wyrazista. Nie zdajemy sobie sprawy z faktu jak istotne jest myśleć o tym o czym mówimy. Z przykrością należy zaznaczyć, że jakikolwiek zamysł nie towarzyszy wielu wypowiedziom osób pełniących funkcje publiczne – takich jak politycy czy, co ostatnio znaczące, kościelni hierarchowie. Chociaż ich doradcy wizerunkowi dwoją się i troją, często można zauważyć, że trudno aktorom życia publicznego nadać słowom odpowiedni sens. Z reguły wynika to przede wszystkim z kulawego przekazu, któremu towarzyszy brak spójności na wielu obszarach. Im bardziej wsłuchamy się w papkę słowną płynącą z ich ust, a dostarczaną przez media, tym lepiej zrozumiemy ten fenomen.

Kiedy pomyślę o tym o czym mówię, słowa w ten sam sposób są artykułowane i stają się podobne do tego co oznaczają. Na przykład słowo szeroki wydaje się nam szerokie, a wąski wąskie. Dlatego płynący z ekranu telewizora jednostajny monolog nie jest miły dla ucha. Należy pamiętać o tym, że niektóre słowa z natury są podobne do tego co oznaczają. Porównajmy dwa słowa: wklęsły i wypukły. Czy słowo wklęsły nie ma w środku dołka, a w wyrazie wypukły nie zauważymy w środku górki? To fascynujące zjawisko, kiedy pozwalamy nadać słowom kształt, a dzięki działaniu naszego mózgu potrafimy je sobie w jakiś sposób wyobrazić. Jest wiele takich treści. Wypowiedzmy słowo okrągły – jasne i oczywiste staje się jaki kształt przybierze słowo. Jak wyglądają wyrazy pulchny, rozedrgany, otyły, rozżarzony, buchający? Pomyślmy nad tym w wolnej chwili.

A co stanie się jeśli wypowiemy bardzo powoli zdanie „Jaś biegł bardzo szybko”? Prawdopodobnie trudno będzie zrozumieć o czym mowa. Biec można jedynie szybko, nigdy nie powoli i ociężale. Sprint to gibkie słowo, podobne uderzeniu pioruna lub świetlistej strzale. Co ciekawe, słowo krótki wydaje się krótsze od słowa długi, pomimo, że posiada o jedną głoskę mniej; bo przecież długi jest dłuuugi, a krótki jedynie krótki. Słowo twardy pozostaje twarde, wobec o wiele miększego słowa miękki. Głębokie jezioro pozostaje głębokie, zaś płytka może być co najwyżej kałuża lub bajoro. Duuuuży i mały, gruuuby i chudy, wysoooki i niski, płaski i strzelisty – przykłady można mnożyć.

Kiedy myślimy o tym o czym mówimy słowa w naturalny sposób zaczynają barwić wypowiedź. Czy słowo płaskoziemiec może posiadać pozytywne nacechowanie i ulatywać ponad naszymi głowami? Niestety, ale to niemożliwe.

Dzięki głosowi i artykulacji można naszej mowie nadal wiele cech. Głos i artykulacja to dwa wskazania, które są bardzo ważne aby pozwolić wyobrazić słuchaczom to o czym mówimy. Warto nad nimi popracować, bo specjaliści od wszelkich form coachingu, samozwańczy trenerzy i gromadnie występujący influencerzy czerpią garściami z dorobku ubiegłego stulecia. Tak, nie pomyliłem się. Wszystkie formy i próby wywarcia wpływu na masy swój punkt kulminacyjny miały w XX wieku. Od dyktatorów po prowadzących wszelkiego typu talk show. Wystarczy sięgnąć do akademickiego podręcznika, aby szczegółowo poznać i zrozumieć budowę języka. To wspaniałe narzędzie i twór, dzięki któremu komunikujemy się. Pozwala marzyć, tworzyć, rozumieć, ale również niszczyć. Słowo posiada równie destrukcyjną moc co rozszczepione jądro atomu.

Ze słów powstają zdania, które wypowiadamy, nie wiemy jednak jak brzmią. Co istotne nikt z nas nie zna własnego głosu podczas mówienia. Dopiero zapis elektroniczny, a niegdyś analogowy umożliwia wykonać to zadanie. Wtedy można poczuć się nieswojo. Naturalną reakcja każdego studenta dziennikarstwa, który odwiedził studio radiowe jest wielkie zdziwienie. Nasze wyobrażenie o tym jak brzmimy znacznie różni się od rzeczywistości. Pojawiają się także pewne smaczki.

Oczywistym staje się, gdy ktoś zmiękcza głoski – to przecież swój człowiek. Gorzej jeśli ma francuskie „r”, wtedy nie powinien być wulgarny. Lepiej aby pozostał wytworny lub wyrafinowany. Nawet jeżeli ktoś sepleni to będzie świetnie opowiadał dowcipy, ale trudno będzie posiadaczowi tej cechy charyzmatycznym przywódca. Trudniej mają ci którzy się jąkają, ale mają też wielki przywilej, bo czy jąkała może kłamać? Tworzy poczucie wspólnoty, bo przecież każdy chce aby czym prędzej skończył swoją wypowiedź.

Zdarzyć się może, że wszystkim ułomnościom aparatu mowy towarzyszą pewne maniery słowne. Wyobraźmy sobie polityka, który przedłuża początkowe głoski. Tego typu zabieg jest znakiem odpowiedzialności za to co mówi. Często słyszę takie wywody, nie kupuję ich, bo trącą sztucznością. Na szczęście język oraz słowa z których jest zbudowany, jak prawda, pozostaje nagi i trudno oszukać słuchacza.

Głosowi bliżej jest do naturalnej myśli niż językowi – stąd jego modulacja, złamanie czy opuszczenie gdy na jaw wychodzi kłamstwo. Możemy kłamać słowami, możemy kłamać również głosem. Szybkie mówienie pozwala zrozumieć słuchaczom treść, ale nie pozwala na odrobinę refleksji, co stawia wypowiadającego słowa w komfortowej, wyzbytej odpowiedzialności sytuacji. Wolne mówienie wytwarza poczucie wspólnoty, zbliża, każe usiąść u boku, zbliżyć się do rozmówcy myślą.

Na kilku rozmowach kwalifikacyjnych zrozumiałem jak ważna jest artykulacja, a w mniejszym stopniu treść, którą przekazuję. To smutna uwaga skierowana w stronę rekruterów. Kiedy chcemy być kompetentni mówimy z góry w dół. Taka charakterystyczną kadencja pokazuje, że mamy rację, nawet, jeżeli jej nie mamy i stąpamy po cienkim lodzie kłamstwa. W bardziej prywatnych relacjach i okolicznościach, kiedy rządzą nami emocje, mechanizm zmienia się. Mówimy z dołu do góry.

Można zachować brak identyfikacji, temu służy refleksja. To nieładna cecha z którą spotkałem się u kilku moich akademickich wykładowców. Dystans intelektualny, a także emocjonalny jest bardzo wskazany, ale podczas zebrania kolegium elektorskiego lub synodu papieskiego; niekoniecznie dla studentów znudzonych porą i formą zajęć. Wspomniane przypadki to jednak margines i potwierdzenie tezy, że niektórym pisana jest kariera naukowa za drzwiami instytutowego gabinetu, a nie przy katedrze, pośród młodych ludzi.

Złotem w naszej mowie jest życie i ruch, a najcenniejsza jest spontaniczność. Rzeczy ważne warto mówić głośno, ale rzeczy naprawdę ważne należy mówić cicho. Zapamiętajmy jednak, że gdy mówimy głośno i wolno przypominamy robotnika wbijającego gwoździe w materię ściany lub deski. Myśl jest wielką rzeczą, ale jeżeli wymknie się poza dokładne opanowanie umysłowe staje się o wiele bardziej prawdziwa – o tym także warto pamiętać.

Zainspirowany wykładem prof. Jerzego Bralczyka zrozumiałem, że głosem można przekazywać ideologie, na przykład porywać za sobą tłumy lub wzbudzać grozę. Jak to uczynić? Na pewno znamy ludzi dzielących zdania na dwie części. Dwudzielność świata jest dana naturalnie. Można zauważyć, że jest lewa i prawa strona oraz przód i tył. Jest góra i dół oraz początek i koniec. Mamy dwie ręce i dwie nogi, jest tak lub nie. Jesteśmy za albo (z drobnymi wyjątkami) przeciw, wszyscy to wiemy i czasami nas to boli, bo musimy od początku wybierać czy bardziej kochamy mamusię czy tatusia. Nie wiadomo czy na początku była kura czy jajko? Tego typu dylematy są frustrujące, być może dlatego wśród stosujących zdania dwudzielne znajdziemy tyle niespokojnych, śmiałych dusz i wielkich osobowości. Są jednak jednostki, które zdanie dzielą na trzy części, wtedy przestajemy być w niewoli tak albo nie. To postawa pozwalająca na poczucie komfortu, dystans i pewną ułudę. Nie stajemy po żadnej stronie barykady, konfliktu i nie wyrażamy wprost swojego zdania. Zastanawia mnie dlaczego stosujący tę konstrukcję są obecnie uważani za wzorzec przyzwoitości. Czasy wyrazistych bohaterów najwyraźniej minęły.