Medycyna i demony

Kiedy rozum śpi, budzą się demony. Słuchając tej opowieści zdałem sobie sprawę z faktu, że rozum ludzi średniowiecza często pozostawał uśpiony, zdarzały się jednak wyjątki.  Czy średniowiecze to jedynie wieki ciemne? O tym jak wielką rolę w świecie medycyny odgrywała wiara w siły nadprzyrodzone i jak wówczas leczono chorych opowiedziała dr Monika Polaczek. 

W dobie pandemii, kiedy doświadczamy zupełnie nowego dla nas zjawiska, jakim jest ogólnoświatowy ,,lockdown”, gdy czujemy się zdezorientowani, wahamy się między wiarą w przeróżne teorie spiskowe, a realnym strachem przed nieznanym groźnym wirusem, chciałabym opowiedzieć o strachu związanym z pojawianiem się różnych schorzeń wiele wieków wcześniej, czyli w średniowieczu.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Średniowieczną umysłowość charakteryzowała wiara w możliwość i faktyczne istnienie sił nadprzyrodzonych – Boga, świętych, aniołów i diabłów. Ta wiara wypływała nie tylko ze współczesnych poglądów religijno-filozoficznych. Jeżeli dzisiaj mówi się o tajemnicach przyrody, to człowiek średniowieczny miał dookoła siebie bez porównania więcej tajemnic, których zupełnie nie rozumiał. Sprawy, które dziś dobrze znamy i objaśniamy w sposób naukowy, jak zjawiska meteorologiczne, astronomiczne, czy właśnie epidemie, uchodziły za bezpośrednie dzieło sił nadprzyrodzonych. Zwłaszcza choroby, a najbardziej wśród nich trąd, uchodziły za bezpośrednie zrządzenie boskie lub diabelskie.

Jednym z następstw – wyrazem średniowiecznego supranaturalizmu jest wiara w istnienie diabłów. Arcyciekawe są na przykład wizerunki diabła, które możemy spotkać w sztuce średniowiecznej. To były niezwykle różnorodne, pomysłowe i zaskakujące wyobrażenia diabłów i demonów.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Wiara w istnienie złych mocy wypływała z dawnych ludowych wierzeń oraz nauki stoików i neoplatończyków, znalazła także silne poparcie w nauce świętego Augustyna. Szczegóły o diabłach były dokładnie spisywane i opracowywane przez uczonych pisarzy. Powstawała w wiekach średnich cała literatura demonologiczna, której autorami są przeważnie ojcowie kościoła i pisarze kościelni, jak Orygenes, św. Augustyn, Grzegorz Wielki (papież z VI w.) i inni.

Orygenes (III w.) uczył, że demony sprowadzają głód, nieurodzaj i zarazy. Św. Augustyn twierdził, że demony są przyczyną chorób wśród chrześcijan i że chętnie napastują nowonarodzone dzieci. Przyjście na świat potworka ludzkiego, czy zwierzęcego, przypisywano diabłu, który w ten sposób miał drwić sobie z potęgi Boga. Tłumaczono to także jako owoc obcowania cielesnego niewiasty z diabłem. Średniowieczna wiara w siły nadprzyrodzone miała również bezpośrednie oddziaływanie na medycynę. Cofnijmy się na chwilę do początków medycyny.

Źródł0: Dr Monika Polaczek

Pierwszy prawdziwy, oficjalnie udokumentowany szpital uruchomiono około V wieku przed Chrystusem na Sri Lance. Mniej więcej w podobnym czasie, kiedy na Sri Lance zakładano pierwsze szpitale, w starożytnej Grecji żył Hipokrates, uznany później za „ojca zachodniej medycyny”. Tym, czym Hipokrates najbardziej wyróżniał się spośród innych żyjących wcześniej
i równolegle z nim lekarzy, było rozumowanie na temat przyczyn chorób. Podczas gdy reszta upatrywała się ich w woli boskiej i działaniu sił nadprzyrodzonych, Hipokrates (tu był bardzo nowoczesny!) szukał przyczyn w samych ludziach i naturze.

W tak zwanych średniowiecznych wiekach ciemnych, od końca V stulecia nawet do XIV wieku, wykonywanie zawodu lekarza nie należało do szczególnie trudnych czy skomplikowanych. Uważano, między innymi, że większość chorób powstaje w następstwie nadmiaru krwi. Wystarczyło jej trochę upuścić, by zażegnać chorobę. Pijawki do upuszczania krwi stosowano tak często, że w końcu samych lekarzy zaczęto nazywać pijawkami. Tradycja upuszczania krwi miała sporo wspólnego z rytuałami przepędzania ,,złego”. Czarownicy przepędzali złe duchy (choroby), nacinając skórę ofiary, żeby duchy mogły wyjść.

Źródło: Dr Monika Polaczek

W czasach średniowiecza wiara w złe duchy odgrywała ważną rolę w zwyczaju upuszczania krwi, ale w następnych wiekach mistrzowie chirurgii mieli bardziej racjonalne wyjaśnienie: chodziło o pozbycie się chorej, „zepsutej” krwi. Opaska uciskowa na ramieniu oddzielała „zepsutą” krew od reszty i można ją było spuścić przez nacięcie w zagięciu łokcia.

Upustów dokonywano w cichym i zaciemnionym pomieszczeniu, oświetlonym jedynie świecą. Żyłę nacinano w punkcie bliskim ogniska objawów choroby, jednak nie dokładnie w nim. Przykładowo przy kuracjach bólu gardła, jamy ustnej oraz kataru upuszczano krew z żyły pod językiem lub przykładano pijawki na policzkach. W większości wskazań otwierano żyłę w zgięciu stawu łokciowego, przy czym w przypadku schorzenia śledziony bezwzględnie musiała być to lewa ręka.

Na liście chorób, przy których sięgano po tę metodę jeszcze w XVII w., były: gorączki, urazy, zapalenia płuc i krwioplucia, tyfus, ospa, paraliże, zaburzenia psychiczne i wiele innych. Nawet w leczeniu miłosnej melancholii zalecano upuszczanie krwi, szczególnie jeśli ofiara miłości była dostatecznie tęga i dobrze odżywiona.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Upusty krwi, szeroko stosowane w dawnej medycynie, nie wytrzymały próby czasu – okazały się pozbawione właściwości leczniczych, a w wielu wypadkach stanowiły istotne zagrożenie dla zdrowia i życia. Zabiegi medyczne w średniowieczu były nad wyraz wymyślne i absurdalne.

Na ból głowy wywiercano otwór w czaszce wyciągano mózg, solono i wkładano z powrotem. Skutek takiego zabiegu jest oczywisty. Katar w Średniowieczu leczono wkładając choremu do nosa cebulę z musztardą.

Lewatywa – to jeden z takich zabiegów, do którego nie sposób podejść bez emocji. Już starożytni twierdzili, że to panaceum gwarantujące zdrowie i długie życie. Lewatywę jako cudowny lek zalecał w roku 500 p.n.e. Hipokrates, a 650 lat później Galen. Wierzono, że ten zabieg potrafi pomóc na wszystko – od bólu głowy, przez impotencję, astmę, aż po zwykłe przeziębienie. I stosowano jak świat długi i szeroki: w Egipcie, Grecji, Babilonii, Chinach, Indiach, Afryce, obu Amerykach.

Popularne były także trepanacje czaszki. Wczesnośredniowieczni chirurdzy próbowali kilku technik takich jak zeskrobywanie tkanki kostnej, wycinanie fragmentu czaszki oraz nawiercanie. Niektóre z operacji zakończyły się sukcesem, czemu dowodzą zagojone otwory trepanacyjne w znajdowanych przez archeologów czaszkach z tamtego okresu.

Hemoroidy „leczono” albo metodą Hipokratesa, albo metodą św. Fiakra. Pierwsza to wyrywanie hemoroidów paznokciami. Druga to wypalanie rozgrzanymi żelaznymi prętami, które wpychano pacjentom do odbytu. Ewentualnie można było wykorzystać odpowiedniego kształtu kamień. Była też „metoda żydowska”, ale kto by ją stosował w chrześcijańskim świecie…

Źródło: Dr Monika Polaczek

XII-wieczny, lekarz Mojżesz Maimonides napisał liczący aż siedem rozdziałów traktat o hemoroidach, w którym potępił wszelkie zabiegi chirurgiczne oraz upuszczanie krwi. Zalecał w ich miejsce coś, co stosuje się do dziś, mianowicie – nasiadówki.)

Niemal równie „skuteczny” był inny starodawny przepis. W średniowieczu zalecano, by otwarte rany polewać wrzącym olejem…Alternatywą dla „olejowego” leczenia było wypalanie ran rozżarzonym żelazem. Po takim zabiegu uznawano, że uszkodzona część ciała jest dostatecznie „oczyszczona”, i owijano ją (zwykle brudną) szmatą. Gdy zaś pojawiało się zakażenie, można było zawsze… upuścić trochę krwi. Dawniej większość chirurgicznych ingerencji ograniczała się do wycinania, albo wypalania.

Kanibalizm w średniowieczu? Oczywiście.

Jedną z najpowszechniej stosowanych substancji leczniczych były ludzkie mumie, które przepisywano pacjentom na różne dolegliwości aż do połowy XVIII wieku. Nie musiały być to mumie egipskie, wystarczyły spreparowane szczątki osób, które spotkała nagła, najlepiej brutalna śmierć.

Kanibalizm to nie tylko praktyka godna barbarzyńców. Przez całe stulecia medycy zalecali pacjentom lekarstwa rodem z horrorów. Kanibalizm jest tak stary, jak ludzkość, ale mało kto spodziewałby się, że zamiast tę czynność karać, zaadaptujemy ją na grunt medycyny. Leczenie ludzkimi szczątkami opierało się na wierzeniu w leczenie oparte na „prawie podobieństw” (choć sama homeopatia powstała znacznie później). I tak ból głowy traktowano spreparowanym ludzkim czerepem, a choroby krwi – eliksirem życia. Thomas Willis, XVII-wieczny anatom i jeden z ojców neurologii, sporządzał na apopleksję napój będący mieszanką sproszkowanej ludzkiej czaszki i… czekolady. A Karol II Stuart popijał „Królewskie Krople” – nalewkę na bazie tejże, wyłożywszy uprzednio na przepis fortunę.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Kastracja funkcjonowała w średniowiecznej medycynie jako skuteczne remedium na rozmaite dolegliwości. Przy pomocy wspomnianego zabiegu antyczni i średniowieczni medycy usiłowali zwalczać: łysienie, artretyzm, przepuklinę, jak również trąd czy padaczkę – wierzono, że pożądanie seksualne może być przyczyną dwóch ostatnich, a w niektórych przypadkach nawet pogłębia związane z nimi dolegliwości. O skuteczności kastracji przekonywał w XIII wieku św. Tomasz z Akwinu tłumacząc, że jest ona dopuszczalna tylko w sytuacji, kiedy chodzi o uratowanie całego ciała. Jest to o tyle istotne zastrzeżenie, że w pewnym momencie ubezpłodnienie zaczęło być postrzegane jako najskuteczniejsza metoda ograniczenia pożądania seksualnego, a zatem również gwarancja zachowania czystości.

Dentystami bywali tzw. cyrulicy (balwierze) zajmujący się także: goleniem, kąpaniem, rwaniem zębów, czyszczeniem uszu, puszczaniem krwi, lekkimi operacjami, przykładaniem pijawek. Na jarmarkach, które odbywają się niemal w każdym mieście, pojawiali się wyrywacze wędrowni. Trzeba było szukać mężczyzny w furażerce, toczku futrzanym lub kapeluszu z piórami.
Na szyi powinien mieć dobrze widoczny łańcuszek z medalionem i naszyjnik z wcześniej wyrwanych zębów. Im więcej, tym lepiej.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Mit o ciemnym, przepełnionym zabobonami, fanatyzmem religijnym i niewyobrażalnym okrucieństwem średniowieczu, nadal niestety jest żywy. Trzeba podkreślić, że tak jak inne epoki, średniowiecze ma nie tylko same cienie, lecz także swoje blaski.

Mało kto wie, że damy w średniowieczu stosowały np. depilację – i to nie tylko na nogach! Próbowano dokonywać zabiegów cesarskiego cięcia, wynaleziono okulary, Warto zauważyć, że lekarze żyjący w średniowieczu prowadzili eksperymenty i sprawdzali anatomię ludzkiego ciała. Dokonywano np. sekcji zwłok.

Na zakończenie warto podkreślić, ze pewnych kwestiach również dzisiaj, mimo postępu nauki i rozwoju medycyny świat ma przed nami wiele tajemnic. Właśnie dzisiaj tego doświadczamy boleśnie. Choćby – taki bardzo aktualny problem, związany z wirusami, z pandemią oczywiście.

Jeszcze nie tak dawno, w latach 1918–1919, pandemia grypy (zwanej hiszpanką) zebrała ogromne żniwo. Według różnych szacunków na skutek grypy oraz jej powikłań zmarło od 20 do 100 milionów ludzi. Lekarze nie mieli pojęcia z jakim przeciwnikiem, w cudzysłowie –z jakim demonem się mierzą. Nie tylko nie było wtedy szczepionki przeciwko grypie, ale nie było także wiedzy, iż jest ona
w rzeczywistości wirusem. Nawet dziś brak jest leku, który mógłby pokonać tego wirusa, podobnie jak nie ma jeszcze leku na koronawirusa. Wirusa grypy nadal po prostu trzeba odchorować.

Źródło: Dr Monika Polaczek

Jednak współczesna medycyna radzi sobie z powikłaniami, takimi jak zapalenie płuc (bakteryjne), a to one odpowiadają za większość grypowych zgonów. 100 lat temu medycyna była jednak bezradna. Dopiero powojenna medycyna przyniosła pewne rozwiązania, które w istotny sposób ograniczyły zjadliwość grypy. Jednak, zanim to nastąpiło, królowały takie metody i środki leczenia jak: upuszczanie krwi, lewatywa, rtęć i kora drzew.

Na koniec chciałam powiedzieć, że na czubku od szpilki może zmieści się kilkanaście tysięcy bakterii i jeszcze więcej wirusów, które są zazwyczaj dużo mniejsze od bakterii. I chyba można powiedzieć, podsumowując krótką opowieść o złych mocach i medycynie, że to dla nas dzisiaj takie współczesne demony….