czasem pisane, bo pisane czasem

Barbie groźniejsza niż Oppenheimer?

Coraz więcej osób sili się na porównanie, który film jest bardziej godny uwagi. Trudno rozstrzygnąć. „Oppenheimer” to lekcja rozwoju, traktowanego jako suma wiedzy naukowej i humanistycznej. Człowiek mieści w sobie pokłady sprawiedliwości, ambicji, małostkowości i zazdrości, co bywa groźniejsze od najstraszliwszej eksplozji – warto o tym pamiętać.

Napompowana marketingowo „Barbie” różowi się nieznośnie, ale zaskakuje. To produkcja potrzebna, film na te czasy, bo na ekranie mówi się rzeczy, które widzowie, pewnie przede wszystkim widzki, potrzebowali usłyszeć. Zauważyłem, że temat podchwycono nawet w środowisku naukowym.

A teraz wolne skojarzenie – pamiętacie „Nie patrz w górę” i Meryl Streep w roli prezydent Orlean? W stronę Ziemi leci ogromna kometa, która zniszczy cywilizację. Jest pewne, że zostanie po nas popiół. Co wtedy mówi z fajką między zębami, oparta o biurko w Gabinecie Owalnym? “You cannot go around saying to people that there’s 100% chance that they’re gonna die”. Słowa nie mają związku ze zniszczeniem planety, ale spadkiem słupków sondażowych tuż przed wyborami. I tak już z ludźmi jest. Milej przygotować się na zagładę, gdy orkiestra gra do końca, skrzy się róż, a ktoś poza i ponad naszą świadomością pociąga rozmyślnie za sznurki.