Angelina Whalley i Gunther von Hagens. Plastycy ludzkich zwłok

Poniedziałek, 23 marca 2015

Pierwsza i oby jedna z niewielu wizyt szpitalu w roli pacjenta.

Dzień żelaznych nerwów i walki z odrazą. Tubalny, wręcz gruźliczy kaszel nie zwiastował zza drzwi szpitalnej łazienki nic dobrego. Umyłem się, bynajmniej nie o świcie i kątem oka zauważyłem w pokoju obecność dwóch postaci. Pojawili się nowi pacjenci. Robert, lat 41 oraz Michał, lat 43. Pierwszy przechodzi standardowe, trzydniowe badanie diagnostyczne, z kolei drugi zostanie w szpitalu o wiele dłużej, stanowi osobliwy przypadek. Mężczyzna o wzroście około 180 cm waży blisko 105 kilogramów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby masa była rozmieszczona proporcjonalnie. W jego sylwetce nie ma za grosz harmonii. Pajęcze nogi, spatyczałe kończyny górne, lekko żółtawe zabarwienie i zapadłe oblicze. Całe jestestwo skupia się w gigantycznym, opuchniętym brzuchu. Diagnoza: wodobrzusze. Inna nazwa tego okropnego schorzenia to puchlina brzuszna,oznacza nadmierne gromadzenie się (więcej niż 500 ml) płynu surowiczego w jamie brzusznej. Wodobrzusze jest objawem choroby i proces jego powstawania zależy od tego, jakie schorzenie jest jego przyczyną. Najczęstszą (80 procent przypadków) przyczyną wodobrzusza jest marskość wątroby przebiegająca z nadciśnieniem w układzie wrotnym (czyli z nadciśnieniem w naczyniach żylnych odprowadzających krew z wątroby).

Widok jest przejmujący, w dodatku pacjent cały czas natrętnie kaszle, co trwa cały boży dzień. Przypadkowo zostałem świadkiem jego oględzin. Lekarz przeprowadził badanie fizykalne, w czasie którego opukiwał brzuch. Stanowi ono wstęp do USG. W przypadku wodobrzusza charakterystyczne jest stłumienie odgłosu opukowego i objaw chełbotania – lekarz umieszcza wtedy lewą dłoń w dolnej części prawej połowy brzucha i uderza palcami prawej dłoni w lewą dolną część brzucha, w kierunku lewej ręki badającego. Gdy chory cierpi na wodobrzusze fala płynu uderza w ścianę prawej połowy brzucha i udziela się lewej ręce badającego.

Lekcja fizyki w warunkach szpitalnych zaliczona. W praktyce stan chorego zaznacza się w pokoju 101 obecnością plastikowego zbiornika na płyn, który okupuje jeden z kątów łazienki. Pojemność to blisko trzy litry. Wraz z każdą wizytą Michała zapełnia się do poziomu kolejnej podziałki. Mocz, nie mocz, kto wie czym jest brunatna ciecz wewnątrz „kanistra”. Robert obserwuje ten smutny obraz z obrzydzeniem, ja z niezdrową ciekawością, co najważniejsze, z łóżek po przeciwnej stronie sali chorych. Ecce homo, oto człowiek – na to co dzieje się z naszą powłoką zewnętrzną mamy nieraz nikły wpływ…

Wtorek, 24 marca 2015

Dzisiejszy dzień to lekcja savoir-vivre, której nie powstydziłaby się nawet Jolanta Kwaśniewska. Z naszego opuchniętego pacjenta upuszczono ponad dwanaście litrów wody, dzięki czemu przybrał postać bardziej przypominającą humanoida, a nie prosię na kocich nóżkach. To najbardziej rewolucyjna i radykalna dieta z jaką się spotkałem. Niestety nie każdy może z niej skorzystać. Trzeba skrupulatnie, przez lata dogadzać swojej wątrobie, aby w końcu poddała się alkoholowi, diecie i lekom. Kiedy wejdzie w stadium marskości pomaga jedynie spuszczanie nadmiaru płynów i bez mała garść 15 tabletek. Michał nie traci jednak nadziei i tryska optymizmem. Jutro stawi się na rozmowę z transplantologiem. Sądząc po aktualnym wyglądzie trudno będzie zdecydować, który organ jako pierwszy poddać przeszczepowi. Dzisiaj jednak smutki na bok. Michała męczą potężne gazy. Nie pomaga wizyta na korytarzu, gdzie może wypalić papierosa ani nawet piwo skrzętnie skrywane pod szpitalnym łóżkiem. Na nocnym stoliku tuż obok łóżka stoi jego laptop na który zerka raz po raz śledząc panoramę, fakty lub wiadomości. Wczoraj obejrzał 50 twarzy Greya, kwitując film krótko – nic tam się nie dzieje. Wobec obeznania w każdej dziedzinie pacjenci pokoju 101 poczuli się bezradni…

Wracając do gazów. Oglądanie telewizji wymaga przyjęcia pozycji bocznej ustalonej, ta z kolei sprzyja perystaltyce jelit. Michał w ten sposób wystrzelił soczystą i smrodliwą salwę w stronę cierpiącego na boreliozę Jerzego. Ten poczuł się oburzony takim zachowaniem i zwrócił uwagę, aby Michał przewrócił się na drugi bok. Drugi jednak niewzruszony skwitował całą sytuację: czy to ważne w którą stronę mi się puściło? Przecież rozchodzi się po całym pokoju, po czym huknął jeszcze donośniej.

Minęły cztery godziny, księżyc zawisł nad zachodnim horyzontem. Jak żyć? Z prawej słychać miarowy szmer niczym z wadliwego inkubatora – to Robert. Dramat rozgrywa się po przeciwnej stronie sali chorych, trwa ostrzał artyleryjski i głośne chrapanie, na miarę bitwy pod Stalingradem. Amunicja skończyła się tuż przed trzecią nad ranem. Czas spać, za trzy godziny pobudka. Dobranoc wszystkim, apetycznych snów…

9 lutego 2017

W katowickim supersamie dziennikarze czekają na otwarcie wystawy Body Worlds. Od moich szpitalnych perypetii minęły dwa lata, po raz kolejny nastąpi zetknięcie z mniej przyjemną stroną naszej fizyczności, a mianowicie wnętrzem. Na potrzeby spotkania z autorem wystawy przeczytałem czym są plastynaty, zajrzałem nawet do podręcznika anatomii.

Wspomniane plastynaty to spreparowane za pomocą metody plastynacji ludzkie zwłoki. Nie inaczej: mózgi, płuca, nerki, szkielety, płody, układ nerwowy, mięśnie. Narządy należące do palaczy, chorych na Alzheimera czy zaatakowane nowotworami wyzierają ze szklanych witryn. Kalejdoskop przypadków piątej części Piły. Obrzydliwość wzbudza zarazem niezdrową fascynację. Autorem upiornego spektaklu jest dr Gunther von Hagens. Kontrowersyjny naukowiec, przez jednych podziwiany, u innych budzący odrazę.

Dzisiaj nie spotkamy się z dr Guntherem, jest chory – słyszę od organizatorów – w głowie odzywa się jęk zawodu. Jest za to nami jego żona dr Angelina Whalley, która chętnie udzieli odpowiedzi na wszelkie pytania. Nie jest to krzepiąca wiadomość, bo zapytania były wycelowane wprost w działalność pana doktora. Niemniej, jako zgrany duet, który od lat preparuje ludzkie ciała pani żona Angelina musi znać się na rzeczy. Nie wygląda na asystentkę Frankensteina. Na pierwszy rzut oka trudno w tej miłej i ciepłej osobie odnaleźć lekarza obcującego z pływającymi w acetonie ludzkimi szczątkami. Podaliśmy sobie dłoń na powitanie, zaczęła się rozmowa.

Angelina powiedziała, że po obejrzeniu wystawy ludzie wychodzą z niej odmienieni. To prawda. Po obejrzeniu płuc palacza i wątroby alkoholika trwałem w abstynencji przez blisko trzy miesiące – aż do maja, gdy z miasta zdjęto ostatni bilboard reklamujący to wydarzenie.