czasem pisane, bo pisane czasem

Los Indianos

Smutne, co napiszę, ale z racji odległości zauważalne jest marginalizowanie wojny za wschodnią granicą Unii Europejskiej. Tutaj temat pozostaje w trybie „nie dotyczy”. Lata motylek i rosną cytrynki. Jednak, co krzepiące, Fanta Führer, lub jak kto woli, mango Mussolini, jest na językach wszystkich. A co słychać w Sitges? Pośrodku mieściny stoi pomnik poświęcony ojcu rumu Bacardi, a za winklem mieszkają Ania i Robert Lewandowscy. Cóż zrobić, porządna okolica.

Jednak ad rem. Małe jest piękne, a przynajmniej często bywa. Sitges to miejsce, gdzie historia odbija się echem w wąskich, brukowanych uliczkach, a przeszłość splata się z teraźniejszością w niezwykłej architekturze i bogatej kulturze miasteczka, które należy do przedmieść Barcelony. To spokojne, (rzecz jasna poza sezonem) idylliczne miejsce przyciągają uwagę inwestorów, nieprzypadkowo osiedliła się tutaj rodzina naszego najsłynniejszego piłkarza. Wśród Polaków lokalizacja domu znanej pary budzi powszechne poruszenie, ale z szacunku dla prywatności nie ujawnię, gdzie można ich spotkać.

Wystarczy spacer wzdłuż nadmorskiej promenady, by dostrzec bogactwo, jakie kiedyś oblało ten niewielki port. Skąd się wzięło? Odpowiedź tkwi w historii Indianos – ludzi, którzy opuścili Hiszpanię w poszukiwaniu fortuny w Ameryce, a po latach wrócili, by odmienić rodzinne okolice.

W XVIII wieku Hiszpania otworzyła swoje kolonialne rynki na wolny handel. Decyzja stała się zaproszeniem dla odważnych, by wyruszyć w nieznane. W 1788 roku król Karol III ogłosił dekret, pozwalający na swobodny handel z amerykańskimi koloniami. Dla mieszkańców Sitges, małej nadmorskiej mieściny, liczyła się każda okazja do poprawy bytu. Wioska rybaków i rolników nagle znalazła się przed historycznym przełomem. Sitges stało się miejscem jednej z najważniejszych fal migracyjnych do Ameryki z terytorium Katalonii. Początkowo osiedlali się na całym wybrzeżu amerykańskim – od Argentyny, Urugwaju, Wenezueli, Kolumbii aż po Meksyk, a w XIX wieku skoncentrowali się na Kubie i Portoryko. Migranci z Sitges wybierali głównie wybrzeża Karaibów, gdzie uprawiano rośliny dające obfite plony: kawy, bawełny, kukurydzy, cukru, kakao, wanilii, a także destylowano doskonały rum, garbowano skóry i produkowano barwniki… oraz inne cenione produkty.

Jednak nie wszyscy mogli pozwolić sobie na podróż przez ocean. Początkowo tylko najbogatsi kupcy wyruszali do Ameryki, by inwestować w handel cukrem, tytoniem i winem. Wieści o sukcesach docierały szybko, budząc w innych pragnienie przygody. Wkrótce coraz więcej mieszkańców Sitges decydowało się na emigrację, goniąc za bogactwem w egzotycznych krainach, a w szczególności na Kubie, która stała się dla śmiałych ziemią obiecaną.

Każda historia migracji to opowieść o wielkim ryzyku. Nie wszyscy Indianos wracali z tarczą – niektórzy na tarczy, ale ci, którzy osiągnęli sukces, powracali do ojczyzny jako bogaci ludzie, gotowi na nowo ukształtować rodzinne miasto. Przywozili ze sobą nie tylko fortuny, ale też nowe idee, modę, styl architektoniczny i mentalność kolonialnych elit. Niektórzy z pionierów, jak Facundo Bacardí (pewnie znacie drugi składnik popularnego koktajlu „Cuba Libre”), wrócili i napisali własną historię na nowo.

Domy przedsiębiorców – znane jako casas indianas – stały się symbolem nowej epoki. Okazałe, zdobione fasady, wysokie balkony, pastelowe kolory i egzotyczne ogrody zdradzały inspiracje dalekimi podróżami. Każda z willi to narracja sukcesu, ale i tęsknoty za ojczyzną, która nigdy nie przestała być dla Indianos domem.

Indianos nie ograniczali się jedynie do wznoszenia rezydencji. Wiele z ich fortun zasiliło miejską infrastrukturę. Dzięki inwestycjom w 1881 roku do Sitges dotarł pierwszy pociąg, otwierając miasto na turystykę i handel. Ulice zyskały nowe brukowanie, powstały pierwsze systemy kanalizacyjne, a miasto zaczęło zmieniać się w kwitnący kurort.

Wpływ Indianos na życie lokalnej społeczności nie miał jedynie ekonomicznego charakteru. Zamożna grupa społeczna wprowadziła elementy kolonialnej kultury, które pozostały tutaj na zawsze. W ich rezydencjach urządzano wystawne bale, sprowadzano egzotyczne produkty, a styl bycia inspirował kolejne pokolenia do otwarcia na świat.

Duch Indianos wciąż unosi się nad Sitges. Co roku katalońskie miasta oddają im hołd podczas Fiesta de los Indianos, barwnego festiwalu, który przywołuje klimat dawnych lat. Ulice wypełniają się ludźmi ubranymi w biel, nawiązując do stylu kolonialnej burżuazji.

Dzisiaj, spacerując wśród willi, można poczuć oddech przeszłości. W sumie 66 unikalnych kolonialnych domów tworzy wyjątkowy zespół architektoniczny, czyli „La Ruta de Los Indianos”. Trasa przyciąga każdego tygodnia setki zorganizowanych wycieczek, w których biorą udział zarówno nowicjusze, jak i specjaliści z całego świata, których magnetyzuje sztuka i historia.

Co ważne, lokalne biuro informacji turystycznej udostępnia mapę z trasą, która pozwala podziwiać i odkrywać różne style oraz indywidualne historie. Nie do opowiedzenia, ale do zobaczenia.