Benidorm nie zna umiaru, także poza sezonem. Spoglądając na panoramę miasta, trudno nie zauważyć, że architektura hiszpańskiego kurortu wyzwaniami stoi. Manhattan Morza Śródziemnego, bo tak określa się to miejsce, wystrzelił ku niebu podobnie jak Dubaj na przełomie wieków. Wieżowce zasłaniają widok na morze i są dowodem na to, że architekci potraktowali przestrzeń i powierzchnię jak elastyczny materiał, który można dowolnie formować. Jeśli mówimy o przełamywaniu granic, nie sposób pominąć budowli, która najbardziej przyciąga wzrok – wieżowca Intempo.
Ma ponad 200 metrów wysokości i kontrowersyjny design, który przypomina raczej stację kosmiczną zawieszoną na podporach niż nadmorską inwestycję. Stał się symbolem ambicji, opóźnień i… klasy wyższej, także tej, kupującej niegdyś futra w Leningradzie.
Zaprojektowany przez hiszpańską pracownię Pérez-Guerras Arquitectos & Ingenieros, Intempo miał być odpowiedzią na rosnące zapotrzebowanie na luksusowe mieszkania w nadmorskim raju. Wyjątkowa forma – dwie wieże łączące się na wysokości 160 metrów – nawiązuje do odległych miejsc i futurystycznych konstrukcji Dalekiego Wschodu. Zamiast klasycznego wieżowca, widzimy osobliwą bramę, która równie dobrze mogłaby zdobić Szanghaj, Hongkong, Kuala Lumpur lub trasę koncertową Madonny.
Mimo że Intempo stał się swoistym punktem orientacyjnym, nie brakuje głosów krytyki. Zbyt ambitna forma, zbyt wyróżniająca się w stosunku do okolicznych budynków i zbyt odległa od europejskich wzorców, przypomina nieproszonego gościa na prestiżowym przyjęciu. W końcu Benidorm, od zawsze było miastem o demokratycznym charakterze turystycznym – od tanich hoteli po masową turystykę, a tu pojawiła sie taka osobliwość.
Budowa Intempo rozpoczęła się w 2006 roku, zaś jego zakończenie zaplanowano na 2010 rok. Deweloper musiał jednak zmierzyć się z licznymi trudnościami. Kryzys finansowy, zmieniające się plany i opóźnienia spowodowały, że przez dekadę wieżowiec stał w martwym punkcie, stając się pomnikiem nieudanych inwestycji i spekulacji. Inwestorzy musieli przeczekać kilka lat, zanim w 2014 roku ponownie ruszyli z budową. Po niemal 13 latach, projekt Intempo został zakończony – stało się to w 2019 roku.
Dla niektórych Intempo to cud techniki, dla innych – kolejny przykład na to, jak można przeinwestować projekt, który niekoniecznie ma głębszy sens. Z jednej strony wieżowiec oferuje luksusowe apartamenty, przestronne tarasy z widokiem na Morze Śródziemne oraz nowoczesne rozwiązania ekologiczne, takie jak panele słoneczne i systemy odzyskiwania wody deszczowej. Z drugiej strony, cała ta technologia nie zatuszuje faktu, że Benidorm nigdy nie miał aspiracji do bycia centrum światowego luksusu. Co więcej, lokalny charakter miasta, który przez dekady przyciągał turystów poszukujących słońca i tanich wakacji, może zostać bezpowrotnie zatracony przez tego typu inwestycje.
Czy naprawdę istniała potrzeba budowy kolejnego obiektu, który miałby przyciągnąć najzamożniejszych inwestorów? Z pewnością nie wszyscy mieszkańcy miasta zgodzą się z tezą, że miejsce, które przez dekady gościło turystów spragnionych słońca i wakacyjnego luzu ma stać się kolebką luksusowych apartamentów i lajfstajlu na miarę Monte Carlo.
Zakończenie budowy Intempo wywołało mieszane uczucia. Z jednej strony to triumf nowoczesnej architektury, która nadaje miastu niepowtarzalnego charakteru. Z drugiej – przestroga przed tym, jak łatwo można zamienić małe nadmorskie miasteczko w kolejny wielkomiejski projekt pod dyktando zamożnych elit. Benidorm nie potrzebował manifestacji luksusu, zwłaszcza w kontekście swojej historii i tożsamości, które zawsze opierały się na dostępności i różnorodności.
Pojawienie się Intempo w panoramie kurortu stanowiło punkt zwrotny w jego rozwoju. Miasto staje się nie tylko celem wakacyjnym, ale także atrakcyjnym miejscem inwestycyjnym dla tych, którzy mogą pozwolić sobie na życie w samym sercu hiszpańskiego wybrzeża. Pytanie tylko, jak długo lokalna społeczność będzie w stanie zaakceptować fakt, że ich miasto przekształca się w kurort wyłącznie dla wybranych.
Intempo to budowla, której istnienia bronią ci, którzy mogą sobie pozwolić na widok z jego okna. Jest również dowodem na to, że czasami architektura wyprzedza potrzeby społeczności, którą ma zaspokajać. A może to tylko kolejny przykład na to, jak próba nadrobienia zaległości w rozwoju może skończyć się pomyłką – czy czasem nie „za dużo luksusu na jedną plażę?”.