Aleksander Rozenfeld. Baczny narrator

🟥 Pan Rozenfeld nie żyje. Wśród wielu wspomnień, najbardziej wyraźne pozostanie to dotyczące rytuałów. Mijaliśmy się prawie codziennie. Późną wiosną lub u progu lata zwykł przesiadywać na świeżo odnowionej, białej ławce. W moim ulubionym miejskim parku – każdego dnia, w tym samym miejscu, o tej samej porze.
Aleksander Rozenfeld reprezentował tę generację i ten typ osobowości po których pozostanie pustka, najgłębsza i trudna do załatania. Baczny obserwator i narrator, poeta, myśliciel, człowiek wyzwanie, zarazem zagadka. Zawsze, kiedy pędziłem na basen zatrzymywałem się chociażby na chwilę, aby zamienić z Nim kilka słów, rzecz jasna przy papierosie.
Aleksander Rozenfeld palenia nie pochwalał, oczywiście palenia papierosów. Mawiał, że to w złym guście i bez klasy. Długo odprawiał rytuał nad swoją szkatułą pełną fajkowych akcesoriów, gdzie zawsze gościły bajeczne kubańskie i arcydrogie cygara. Kiedy je zapalał, rozpoczynał narrację. Stawał się nią. Słuchałem. Cenił poezję polskiego papieża, którego znał osobiście. Na swój sposób szanował wyraziste pióro i cięty język Urbana z młodych lat.
Kim był Pan Rozenfeld? Dla mnie wykraczał daleko poza ramy własnej biografii. Urodził się w Tambowie w Związku Radzieckim, gdzie podczas II wojny światowej przebywali jego rodzice Adam i Elżbieta z domu Nissenbaum. Wiele lat mieszkał, tworzył i pracował w Lublinie. W latach 1980-1981 należał do NSZZ „Solidarność”, w latach 1982-1987 wybrał emigrację, jak podkreślał, z własnego wyboru. Zamieszkał w Izraelu, skąd wrócił do Polski przez Rzym. Ocenił, że „nie dla niego Izrael, bo za dużo w nim Żydów, czuł się tam nieswojo, bo jego językiem jest polski”. W Europie Zachodniej oczekiwał na przywrócenie polskiego obywatelstwa. Po powrocie zamieszkał w Złotowie w Wielkopolsce.
W latach 1996-2001 pracował jako doradca w Kancelarii Prezydenta RP. Wydał m.in. tomik poezji „Wiersze na koniec wieku”, „Poemat o mieście Złotowie” i garść innych wierszy, „Bzyk – wiersze nie dla dzieci”, „Szmoncesy” oraz „Opowieści lasku żydowskiego”. 1 lipca 2001 roku ochrzcił się w archikatedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gnieźnie, miejscu koronacji królów Polski. Przyjaźnił się z zakonnikiem Janem Górą. Od 2009 roku mieszkał w Katowicach.
Pisarz przez blisko rok był osobą bezdomną, jak wspominał „za pewne problemy z rozróżnianiem własności” przesiedział rok w więzieniu. W bogatej biografii można nawet znaleźć 11-dniowy pobyt w Szpitalu Psychiatrycznym w Andrychowie. Znalazł się tam by uniknąć problemów ze Służbą Bezpieczeństwa z Bielska-Białej. Pan Rozenfeld, mając 26 lat, zdał maturę. Nauczał rosyjskiego we wsiach Dolnego i Górnego Śląska. Był studentem kilku uczelni.
W jednym z wywiadów nawiązał do nagrywanego o nim filmu biograficznego. Za produkcję odpowiadała Telewizja Polska.
Poproszony przez reżysera, by zaczął od swojego żydowskiego pochodzenia, powiedział o sobie: „A ja jestem ku*** Żyd-antysemita i chrześcijanin”. Wskazał ekipie filmowej, by zamiast rozmawiać o tematyce żydowskiej jechali z nim na Pola Lednickie pod Bramę Rybę”.
Taki był. Ostatni raz rozmawialiśmy miesiąc temu. O wojnie w Ukrainie, o inflacji, szczątkowo o krajowej polityce. Pospiesznie, z nadzieją na kolejne spotkanie. Gardził przegadaniem i zbędna paplaniną. Zwykł mawiać: Tomasz, to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo prędzej czy później wszystko przeminie. I to jest prawda.