Berlin w okamgnieniu

„Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej”.

                                                                                                                   Ryszard Kapuściński

 

Jestem tu z pewnego powodu, zatem zamiast słodkiej foci spod Bramy Brandenburskiej będzie stadion, ten stadion – miejsce pod wieloma względami legendarne. Tutaj w 1936 roku Jesse Owens zdobył cztery złote medale olimpijskie, co wyraźnie rozsierdziło Führera. Bryła przywołuje oczywiste skojarzenia, wzbudza respekt, to bardzo surowa materia. Nie jest jasne czy architekt Werner March inspirował się klasyczną linią by spełnić oczekiwania nazistów, czy jednak kierowany intuicją opracował okazałą, pełną rozmachu architekturę, która miała zapowiadać gigantyzm III Rzeszy. Na koniec ciekawostki. Stadion gościł nie tylko Hitlera, odbył się tutaj również koncert Madonny, a msze święte sprawowali Jan Paweł II i Benedykt XVI.

Z pozoru nic szczególnego, ot kolejny Plattenbau, czyli mieszkaniówka z wielkiej płyty. Ukochano ją w Polsce, NRD i w większości krajów, gdzie za mocno powiał wiatr ze wschodu. Trzeba przyznać, że dzielnice obsiane rozmaitej maści prostopadłościanami okazały się być rozwiązaniem mało efektownym, ale jak najbardziej efektywnym.

Tuż obok stacji S-Bahn Olympiastadion na Westendzie stoi osobliwy twór. Reprezentuje wizję znanego francuskiego architekta Le Corbusiera i jest jego odpowiedzią na deficyt mieszkaniowy w Europie po II wojnie światowej. Unité d’Habitation czyli Jednostka mieszkaniowa to wyjątkowa brutalistyczna budowla na obrzeżach Berlina.

Kto zna katowicką „superjednostkę” lub gdański „falowiec”, ten spodziewa się kolejnej wariacji na temat architektury – z dobrodziejstwem mikroskopijnych pomieszczeń, „ślepych” kuchni i wąskich korytarzy. Unité d’Habitation zaskakuje – to inna liga i koncept.

Wszystkie mieszkania, oprócz jednopokojowych, zajmują dwie kondygnacje. Trzy i czteropokojowe mieszkania mają ekspozycję ze wschodu na zachód. Wewnątrz budynku znajduje się 10 wewnętrznych korytarzy, każdy po około 130 metrów, od których rozchodzą się wejścia do mieszkań.

Wymiary powierzchni mieszkalnej Le Corbusier oparł na własnym sposobie mierzenia przestrzeni czyli na tzw. Modulorze, bazującym na wymiarach człowieka, złotym podziale i ciągu Fibonacciego – ciągu liczb naturalnych określonym rekurencyjnie w następujący sposób: Pierwszy wyraz jest równy 0, drugi jest równy 1, każdy następny jest sumą dwóch poprzednich.

W budynku jest:

173 1-pokojowych mieszkań, o powierzchni ok. 34 m²

267 2-pokojowych mieszkań, o powierzchni ok. 66 m²

85 3-pokojowych mieszkań, o powierzchni ok. 106 m²

4 4-pokojowe mieszkania, o powierzchni ok. 145 m²

1 5-pokojowe mieszkanie, o powierzchni ok. 170 m²

Jednostkę mieszkaniową otacza park, można ją bez problemu obejść, nie posiada ogrodzenia i jest dostępna dla gości z zewnątrz. Celem architekta było zapewnienie przyzwoitych warunków do życia, w zielonym otoczeniu, zdala od zgiełku miasta.

Na parterze jest sklepik osiedlowy, gdzie uprzejma pani sprzedała mi paczkę żelków i kilka ciekawostek o budynku. W holu zorganizowano małą wystawę poświęconą historii Corbusierhausu, który powstał w niespełna 18 miesięcy. Budowę rozpoczęto w 1958 roku.

Od 1979r. wszystkie mieszkania pod wynajem przeszły w ręce prywatnych właścicieli, którzy w ramach zawiązanej wspólnoty starają się utrzymać dzieło Le Corbusiera w należytym stanie. Przyznam, że przydałby się remont elewacji, ale jak widać, wszystko ma swój czas.

 

„Tu stoję na granicy moich dni” – to cytat z Theodora Carla Körnera, niemieckiego poety romantycznego, prawie rówieśnika Mickiewicza, który poległ w wieku 22 lat pod Lipskiem w czasie wojen napoleońskich. Tuż obok Marleny Dietrich leży wielki fotograf Helmut Newton, jednak po dowodach pamięci wyraźnie widać, że Jej gwiazda wciąż świeci najjaśniej.

A może czas i towarzyszące mu wydarzenia, podobnie jak u Majów, składają się z cykli?
„Mieszkańcy Europy stanowią na Świecie jedną, wspólną rodzinę. Dlatego wyobrażenie, że w tak ograniczonym „domu”, jakim jest Europa, utrzymanie różnego porządku prawnego i różnych wartości dla jednej wspólnoty mieszkańców, jest wyobrażeniem fałszywym.” Takie w 1936 roku było uzasadnienie Hitlera dla ekspansji Rzeszy na wschodnie ziemie i homogenizacji Europy na wzór jedynego i słusznego  nazistowskiego konceptu. Walka o Lebensraum pochłonęła miliony ofiar, a powojenna trauma trwała dziesięciolecia.
W odległym czasie i cyklu, mityczna Demeter oszukana przez echo własnego rozpaczliwego wołania, w podziemnym świecie szukała porwanej córki. W 2022 roku ukraińskie matki wzywają imiona dzieci, które tkwią zasypane pod gruzami zrujnowanych bloków, szpitali, schronów, murów teatru w Mariupolu, zbombardowanych przedszkoli i żłobków. Stoję przed pomnikiem poświęconym pomordowanym Żydom, jednocześnie wiem, że tuż obok znajdował się bunkier, w którym Führer odebrał sobie życie. Na Uralu stoi podobny, i w tym szczególnym czasie, również czeka na rozwój wydarzeń.

Na terenie „Topografii terroru”, obok budowli Gropiusa i nieopodal Potsdamer Platz, znajdowała się w latach 1933 – 1945 centrala nazistowskiego terroru: Gestapo (i należące doń więzienie), dowództwo SS, służba bezpieczeństwa SS (SD) oraz Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy. Stąd kierowano prześladowaniem i zagładą opozycji politycznej narodowego socjalizmu w kraju i za granicą. Tutaj organizowano ludobójstwo europejskich Żydów i Romów.
Ekspozycja otwartego w 2010 r. Centrum dokumentuje historię tego miejsca, usytuowanych bezpośrednio obok nazistowskiej dzielnicy rządowej instytucji terroru oraz dokonywanych przez nie na terenie całej Europy zbrodni. Ekspozycję uzupełnia 15 stacji informacyjnych w terenie i inna jeszcze wystawa, którą można zwiedzać od wiosny do jesieni wzdłuż odkopanych pozostałości więziennych murów przy Niederkirchnerstraße.

Checkpoint Charlie. Po stronie NRD oficjalna nazwa przejścia brzmiała Zimmerstraße. Odbywała się  tam drobiazgowa kontrola wszystkich przekraczających granicę. Zgodnie z rozporządzeniem władz NRD przejście było przeznaczone tylko dla cudzoziemców – turystów i personelu dyplomatycznego.

Po drugiej stronie przejścia stali alianci – żołnierze USA, Francji oraz Wielkiej Brytanii. Nie dokonywali oni już tak szczegółowej kontroli. Swój wyjazd do Berlina Wschodniego zgłaszali im tylko członkowie sił alianckich, często tylko po to, aby było wiadomo, gdzie się znajdują w razie zatrzymania lub zaginięcia w NRD.

Historia podobna do Pałacu Saskiego w Warszawie. W 2020 roku zakończyła się odbudowa Zamku w Berlinie, który po II wojnie światowej został wysadzony, a w jego miejscu władze NRD zbudowały nowoczesny gmach swojego parlamentu. Po zjednoczeniu Niemiec i wieloletniej dyskusji niemiecki parlament zdecydował o odbudowie Zamku w wyglądzie sprzed 1945 roku. Inwestycja kosztowała blisko 700 milionów euro, ale uzupełniała brakujący element krajobrazu historycznego centrum. Robi wrażenie, było warto.

81 lat temu, około południa 20 stycznia 1942 r., w willi w Wannsee, dzielnicy Berlina, zebrało się piętnastu wysokich przedstawicieli NSDAP, policji bezpieczeństwa i administracji Trzeciej Rzeszy. Organizator spotkania, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heydrich poinformował w rozesłanym zaproszeniu, że celem spotkania „połączonego ze śniadaniem” będzie omówienie „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Auschwitz nie spadlo z nieba, zaczęło się od mowy nienawiści. Tutaj narodził się koncept i stąd zło w czystej postaci opanowało świat. Jakkolwiek willa nad jeziorem jest przepiękna, podłogi skrzypią, meble urzekają stylem. Dokumentom, precyzyjnie nazywając, tym szczególnym dokumentom z konferencji można sie przyjrzeć. Miejsce jest ciche i urokliwe. Mimo upływu lat, wyraźnie czuć, że kryje wiele tajemnic.

Migawki