Czas miru

To zdjęcie zrobiłem 12 lat temu. Jest bardzo słoneczny dzień, właściwie ciąg wielu następujących po sobie pogodnych dni, w ponurym czasie. W kalendarzu mamy niedzielę, 18 kwietnia 2010 roku. W prawym górnym rogu widać smugę spalin z silników rosyjskiego samolotu rządowego. Ił-96 z prezydentem Miedwiediewem na pokładzie wykonuje nad Warszawą zwrot w lewo i leci do Krakowa na uroczystości pogrzebowe Marii i Lecha Kaczyńskich. Na Islandii wybuchł wulkan, którego nazwy nikt nie potrafi wypowiedzieć, jego popioły trafiają do atmosfery, paraliżując ruch lotniczy. Nad głową dzieje się niewiele, za to w głowie i na ziemi rzeczy nie z tej Ziemi. Tydzień wcześniej, premier Putin wraz z prezydentem Miedwiediewem modlili się w cerkwi, stawiali świece w intencji tych, którzy zginęli w katastrofie w Smoleńsku i wygłosili orędzia w związku z tragedią. Gestów była moc i pełen repertuar. Cyryl – patriarcha Moskwy i całej Rusi (ten Cyryl od denazyfikacji Ukrainy) odprawił nabożeństwo za ofiary i wyraził duchowe wsparcie dla Polaków. 12 kwietnia w Rosji ogłoszono żałobę narodową, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej po śmierci obywateli innego państwa. To był przedziwny czas deklaracji i pojednania. Po dwunastu latach od wypadku dalej dochodzimy do prawdy, za to ruski mir, w swoim prawdziwym wydaniu, nieśmiało puka do drzwi.

Fot. Tomasz Burek