Rugia o tej porze roku jest niedostępna, straszliwie pusta, głucha i pełna podejrzanych zakamarków. Właściwie taka jaką lubię, bo w każdym zakątku wyspy można poczuć się odkrywcą na niezbadanym lądzie. Lokalny transport zamiera, a pensjonaty i hotele czekają na cieplejsze miesiące. Ptaki odleciały, przynajmniej ogromna większość obfitej populacji. Słychać jedynie niepokojące pokrakiwania i niezidentyfikowane skrzydlate wrzaski. Skrzypią dachy, stukają drewniane okiennice, a konary drzew tańczą miarowo, trącane lodowatymi podmuchami północnego wiatru.
Zimą ten świat jest mało przyjazny, ale jednocześnie piękny i fascynujący. Surowy obraz klifów, wsparty hukiem morza, przypomina skandynawską baśń, chociaż niewykluczone, że taki mógłby być początek skandynawskiego kryminału. Jeszcze nie wiem i badam, która z konwencji jest bliższa prawdy.
Dzisiaj wieje mocna szóstka, może siódemka, różnica w sile polega na tym, że ostatnia zrywa kaptur. Mrok nadciąga po piętnastej, chociaż w ciągu dnia też nie ma zbyt wiele światła, co znacznie ogranicza jakiekolwiek formy aktywności. Rano solidnie lało, teraz, nie wiem za jakie grzechy, zacina deszcz ze śniegiem. Przy „kurzej ślepocie” spacery kamienistym wybrzeżem mogą skończyć się skręceniem kostki, a nad brzegi stromych klifów lepiej nie zaglądać, gdyż tylko księżyc i gwiazdy pozostają świadkiem wyprawy i jej przewodnikiem. Taka jest zima na Rugii.
Może dlatego, nieliczne, pandemiczne grupki turystów zbierają się na wybrzeżu w Sassnitz, gdzie jedynym źródłem życia jest oświetlony port. Chwilowo nie ruszam się stąd, bo z bułką wypchaną halibutem i grzańcem w tekturowym kubku można śmiało przyznać, że życie jest prostsze. Sytuacja pozwala docenić zza okna tawerny uroki lokalnej architektury. Można posłuchać paplaniny przy sąsiednim stoliku, rozejrzeć się, i w miejscach, takich jak to, o sadystycznej pogodzie przypomnieć historię sadystycznej zbrodni, która wydarzyła się kilka kilometrów dalej, w wiosce Göhren.
Zbrodnia
Jest wieczór 1 lipca 1901 roku. Ośmioletni Hermann i sześcioletni Peter Stubbe, synowie miejscowego woźnicy z Göhren na Rugii, powiedzieli rodzicom, że idą pograć w piłkę w pobliżu rodzinnego gospodarstwa. Kiedy bracia nie wrócili do domu na kolację, zaniepokojony ojciec, kilku sąsiadów i policjant z miasteczka wyruszyli na poszukiwania.
Następnego ranka, w zaroślach nieopodal lasu, dokonano makabrycznego odkrycia. Ktoś zamordował dzieci, ich ciała wypatroszył, poćwiartował i rozrzucił na sporym obszarze lasu.
Czaszka Petera została zmiażdżona, szyja oderwana od kręgosłupa, a ogromna rana na brzuchu spowodowała, że wnętrzności wylały się. Odkryto także, że serce dziecka precyzyjnie wycięto z klatki piersiowej. Fragmenty zwłok leżały w kawałkach nagie i zbezczeszczone. Miednica i nogi Hermanna zostały odrąbane, po kilku godzinach odnaleziono je na skraju lasu. Brakowało również serca starszego chłopca – to nigdy nie zostało odnalezione.
Na lokalną społeczność padł blady strach. Czyżby w okolicy grasował wampir albo wilkołak?
Policja zaczęła badać dowody i na podstawie zeznań świadków podejrzenia padły na Ludwika Tessnowa, czeladnika stolarskiego. Był on widziany w towarzystwie obu chłopców w dniu ich zaginięcia. Tessnow stronił od towarzystwa, nie cieszył się dobrą opinią mieszkańców i uchodził za miejscowego dziwaka i odludka.
Podejrzanego aresztowano, a detektywi zabezpieczyli dowody w sprawie. Stan roboczego i odświętnego ubrania Ludwika zbliżył śledczych do rozwikłania zagadki. Na drugim, dopiero co upranym odzieniu, znaleźli niewielkie brunatne plamki. Oskarżony zeznał jednak, że nie miał nic wspólnego ze śmiercią chłopców, stwierdził także, że plamy na ubraniu pochodzą od zaprawy stolarskiej, z którą ma styczność każdego dnia.
Śledczy nie dali za wygraną, w kartotece policyjnej wyszukali niemal identyczny przypadek z 1898 roku. Wtedy także bestialsko zamordowano dwójkę dzieci, a policyjne podejrzenia wówczas również padły na Tessnowa. Sprawy jednak nie rozwikłano, a czeladnik stolarski został oczyszczony z zarzutów. Nie udowodniono jego związku ze sprawą i zagadka tajemniczej śmierci pozostała nierozwikłana.
Zeznania świadków i plotki krążące po miasteczku naprowadziły śledczych na jeszcze inny trop. Zaledwie kilka tygodni przed morderstwem chłopców, do komisariatu lokalnej policji na Rugii wpłynął meldunek o tym, że ktoś w bestialski sposób zabił kilka sztuk owiec na jednym z pastwisk. Sprawca widziany był przez właściciela stada, ale zdążył zbiec…
Badanie
Pomimo wielu bardzo istotnych odkryć w XIX wieku, w 1900 roku dalej nie potrafiono odróżnić suchych próbek krwi ludzkiej i zwierzęcej. Dopiero w 1901 roku niemiecki biolog Paul Uhlenhuth, asystent na Uniwersytecie w Geifswaldzie, opierając się na badaniach swoich poprzedników nad surowicą krwi opracował własny test pozwalający zidentyfikować w dowolnie starej próbce zaschniętą krew ludzką.
Na czym polegało badanie? Uhlenhuth opracował test z wstrzykiwaniem proteiny z kurzego jaja królikowi. Potem mieszał surowice królika z białkiem jaja. Proteiny oddzielały się i tworzyły mętny osad nazywany precypityną. Krew królika reagując na proteiny z jaja wytworzyła przeciwciała, co spowodowało reakcje podobną do aglutynacji czerwonych krwinek. Taką procedurę można było powtórzyć dla krwi innych zwierząt oraz, co najistotniejsze, dla krwi ludzkiej. Test pozwolił odpowiedzieć na pytanie, które trapiło śledczych od bardzo dawna: czy znalezione ślady krwi są śladami człowieka, czy też krew pochodzi od zwierzęcia?
Szansa na praktyczne zweryfikowanie tej metody nadarzyła się niemal natychmiast po jej odkryciu. Wszyscy mieszkańcy Rugii z niepokojem czekali na informację kto był sprawcą morderstwa w Göhren.
Dowód w sprawie
W toku śledztwa doszło do spotkania Tessnowa z poszkodowanym hodowcą owiec. Cieśla wciąż zaprzeczał jakiemukolwiek związkowi zarówno z zabiciem dzieci, jak i śmiercią bydła. Podtrzymał również swoje stanowisko w kwestii pochodzenia plam na jego ubraniu. Śledczy podjęli decyzję, aby skorzystać z nowatorskich badań Uhlenhutha. Zlecili mu wykonanie analizy ubrania podejrzanego pod kątem obecności krwi ludzkiej lub zwierzęcej.
Minęło zaledwie pięć dni i Uhlenhuth przedstawił raport. Wykazał w nim, że na każdej zabezpieczonej odświętnej części odzieży Tessnowa znajdują się plamy, które pochodzą w części od krwi owiec, a w części od krwi ludzkiej. Tym samym udowodniono oskarżonemu nie tylko kłamstwo, ale także udział w jakimś bardzo brutalnym zdarzeniu z udziałem człowieka.
Ludwik Tessnow został w 1902 roku skazany na śmierć, a kara została wykonana dwa lata później w więzieniu w Greifswaldzie. Metoda Uhlenhutha zyskała w tym samym czasie międzynarodową sławę i na długie lata weszła w kanon podstawowych technik kryminalistycznych.
Mieszkańcy sennego miasteczka Göhren do dzisiaj wspominają makabryczną zbrodnię sprzed ponad stu lat. Tragiczny los braci Stubbe rozbudza wyobraźnię, podobnie jak zimowa, przejmująca aura Rugii. Warto tu przyjechać nie tylko dla widoku klifów i surowego morza, ale także wczesnosłowiańskiej przeszłości miejsca. Największa wyspa Niemiec kryje wiele mrocznych historii, chociażby o pogańskich sanktuariach, trzeba je tylko odkryć i opowiedzieć.