Grudzień to czas „Opowieści wigilijnej” – w tym roku będzie inna.
I znowu zrobiło się bardzo cicho, tak cichy może być tylko jeden wieczór w roku. Na zbłąkanego wędrowca czeka pusty talerz, pokój zdobi bogato ustrojona choinka, na stole leży opłatek i coraz wyraźniej słychać dźwięk kolędy głoszącej radosną nowinę. To jest tradycja, polska tradycja. Dzisiaj nie jest tak zimno jak w pewną grudniową noc, sto siedemdziesiąt lat temu, wówczas Londyn pokrył się białym puchem.
Poznajcie Ebenezera Scrooge’a. W dzień poprzedzający wigilię Bożego Narodzenia przesiaduje w swym kantorze. Lubi to miejsce, spędza tak tygodnie, miesiące i lata. Około południa, zgorzkniałego starca odwiedza siostrzeniec – stara się przekonać wuja, że święta to najważniejsze dni w życiu, których nie należy traktować obojętnie.
Arogancki kupiec ignoruje jego słowa. Kilka godzin później do kantoru zaglądają dwaj mężczyźni, zbierają fundusze na zakup żywności dla biednych. Ebenezer pozostaje głuchy na prośby i nie daje im ani grosza. Po pracy wraca do domu i ku swojemu zdziwieniu dostrzega twarz zmarłego przyjaciela Jakuba Marley’a – jawa to czy sen, już sam nie wie.
Stwierdza jednak, że mu się przewidziało i szybko zapomina o tym fakcie. Zasiada przy ledwo zapalonym kominku z miską owsianki w ręce. W mdłym świetle materializuje się ponownie zjawa – to duch przyjaciela. Ostrzega Scrooge’a, aby zmienił swoje życie i otworzył się na potrzeby innych. Dodaje, że on wciąż pokutuje za swoje błędy, jednocześnie zapowiadając, że wkrótce Scrooge’owi złożą wizytę trzy kolejne zjawy.
Pierwsza miała przybyć nazajutrz o pierwszej w nocy, a druga i trzecia o tej samej porze w kolejne dni. Następnego dnia kupiec obudził się, gdy zegar wybił godzinę pierwszą po północy. Wówczas ukazał mu się Duch minionych Świąt Bożego Narodzenia. Postać przypominająca starca, ale o twarzy młodzieńca wyznała Ebenezerowi, że pragnie jego poprawy. Pokazała mu święta sprzed lat.
Kolejnym duchem, który ukazał się Scrooge’owi był Duch teraźniejszych Świąt Bożego Narodzenia, ten zobrazował kupcowi, jak spędza święta jego pracownik i siostrzeniec. Pokazał także Ebenezerowi dwoje biednych dzieci, chłopca i dziewczynkę o imionach Ciemnota i Nędza.
Ostatnim duchem było widmo podobne do kostuchy, będące Duchem przyszłych świąt Bożego Narodzenia. Dzięki niemu Scrooge zobaczył, jak umiera synek pracownika oraz reakcję jego zrozpaczonej rodziny. Zjawa zaprowadziła także Ebenezera na jego własny grób. Ten widok wywarł na starcu gigantyczne wrażenie.
Mężczyzna obudził się odmieniony, podwyższył pensję swojemu pracownikowi i zaczął leczyć jego synka. Spotkanie z duchami sprawiło, że Ebenezer nawrócił się i zaczął obchodzić święta. Stał się uczynnym i miły człowiekiem, w ten sposób odmienił teraźniejszość i uratował swoją przyszłość…
Właśnie poznaliście Ebenezera, prawda, że jest Wam bliski?
W 1843 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, ukazała się po raz pierwszy „Opowieść wigilijna”. Charles Dickens nie sądził, że książka oprze się próbie czasu i stanie jedną z najczęściej adaptowanych historii świątecznych. Służy kolejnym pokoleniom, chociaż pierwotnie sukces wydawniczy rzekomo miał jedynie pomóc w spłacie karcianych długów.
Każda epoka i czas ma swoje duchy – te we właściwej chwili nawiedzają kolejne generacje Ebenezerów, którzy zasłaniają oczy, zatykają uszy, trwając w rutynie i zobojętnieniu. Nie dostrzegają jak wiele wokół można zmienić na lepsze, a ile błędów należy natychmiast naprawić. Dickens przez kilka miesięcy wędrował ulicami Londynu, przyglądając się rozwarstwieniu społecznemu, ludzkiemu nieszczęściu, samotności i wszelkim przejawom patologii. W swojej opowieści nakreślił obraz wiktoriańskiej Anglii – pełnej sprzeczności, obfitującej we wspaniałości i organiczną nędzę, która w Imperium Brytyjskim była powszechna.
Mimo upływu blisko dwóch stuleci nie zniknęły wojny, wyzysk, upokorzenie, głód, bieda i niesprawiedliwość. Pojawiły się tam, gdzie kiedyś zasoby pozwalały na godne życie. Eksploatacja planety doprowadziła do katastrofy klimatycznej i zapoczątkowała nową epokę wędrówki ludów.
5 grudnia z greckiej wyspy Lesbos popłynął wyraźny sygnał i napomnienie do zmiany, póki nie jest jeszcze za późno. Niech to będzie opowieść wigilijna na miarę naszych czasów i towarzyszy tym Świętom – posłuchajmy.
„Kryzys humanitarny to problem świata, dotykający wszystkich. Pandemia dotknęła nas globalnie, sprawiła, że wszyscy poczuliśmy się na tej samej łodzi, sprawiła, że doświadczyliśmy, co to znaczy dzielić te same obawy. Zdaliśmy sobie sprawę, iż wielkie problemy należy rozwiązywać wspólnie, ponieważ w dzisiejszym świecie fragmentaryczne rozwiązania są niewystarczające. Ale podczas, gdy z trudem przeprowadzane są szczepienia na skalę globalną i wydaje się, że coś się dzieje w walce ze zmianami klimatycznymi, pomimo wielu opóźnień i niepewności, to wszystko wydaje się być straszliwie nieudane, jeśli chodzi o migracje. A przecież chodzi tutaj o ludzi, o ludzkie życie! Stawką jest przyszłość każdego z nas, która będzie spokojna tylko wtedy, gdy będzie zintegrowana. Przyszłość będzie pomyślna tylko wtedy, gdy będzie pojednana z najsłabszymi. Bo kiedy odrzuca się ubogich, odrzuca się pokój. Historia uczy nas, że zamknięcie i nacjonalizm prowadzą do skutków katastrofalnych” – powiedział papież Franciszek, odwiedzający na greckiej wyspie społeczność emigrantów.
Fot. Domena publiczna
Zwracając się do rzeszy ludzi koczujących na wyspie przypomniał, że źródłem obojętności lub wrogości są głównie strach i niezrozumienie. Lęk przed obcą kulturą, lęk przed wyprowadzeniem z własnej strefy komfortu. Mieszkańcy krajów wysoko rozwiniętych przyzwyczaili się do życia w bańce, która od czasów II wojny światowej staje się coraz szczelniejsza.
„Jestem tu po to, aby powiedzieć, że jestem blisko Was, żeby powiedzieć to sercem. Jestem tu, aby zobaczyć Wasze twarze, aby spojrzeć w Wasze oczy. Ci, którzy się Was boją nie widzieli waszych oczu. Ci, którzy się Was boją nie widzieli waszych twarzy. Ci, którzy się Was boją, nie widzą Waszych dzieci. Zapominają, że godność i wolność są ponad lękiem i podziałem. Zapominają, że migracja nie jest problemem Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, Europy i Grecji. Jest problemem świata” .
Jednocześnie zaznacza, co leży u podstaw nieharmonijnego rozwoju cywilizacji i co jest jej głównym problemem.
„Iluzją jest myślenie, że wystarczy się zabezpieczyć, obronić przed najsłabszymi, którzy pukają do drzwi. Przyszłość jeszcze bardziej nas zetknie ze sobą. Aby ją zmienić na lepsze, nie potrzebujemy jednostronnych działań, ale szeroko zakrojonej polityki. Historia, powtarzam, uczy nas tego, ale my jeszcze się tego nie nauczyliśmy. Nie odwracajmy się plecami do rzeczywistości, skończmy z ciągłym przerzucaniem się odpowiedzialnością, nie powierzajmy ciągle kwestii migracji innym, tak jakby nikogo one nie obchodziły i były tylko bezużytecznym ciężarem, który ktoś musi ponieść!
Wasze twarze, wasze oczy proszą nas, abyśmy nie odwracali wzroku, abyśmy nie zaprzeczali człowieczeństwu, które nas łączy, abyśmy uczynili wasze historie naszymi własnymi i nie zapominali o waszych tragediach. Elie Wiesel, który był świadkiem największej tragedii minionego stulecia, napisał: „Dlaczego pamiętam o naszym wspólnym pochodzeniu, które mnie zbliża do ludzi, którzy są moimi braćmi. Dlatego, że nie chcę zapomnieć, że ich przyszłość jest równie ważna jak moja własna”.
Fot. Domena publiczna
Słowa Franciszka wypowiedziane do koczujących na Lesbos są zarazem apelem XXI wieku, skierowanym do każdego z nas:
„Proszę także człowieka, każdego człowieka: przezwyciężajmy paraliż strachu, obojętność, która zabija, cyniczny brak zainteresowania, poprzez który w białych rękawiczkach skazujemy na śmierć tych, którzy są na marginesie! Przeciwstawmy się panującej myśli u jej korzeni, tej, która obraca się wokół własnego „ja”, wokół egoizmu indywidualnego i narodowego, który staje się miarą i kryterium wszystkiego.
Smutno słyszeć propozycje wykorzystywaniu wspólnych funduszy do budowania murów, stawiania drutów kolczastych, jako rozwiązania. Jesteśmy w epoce murów i drutów kolczastych. Oczywiście, rozumiemy lęki i niepewność, trudności i niebezpieczeństwa. Istnieje poczucie znużenia i frustracji, spotęgowane przez kryzys gospodarczy i pandemiczny, ale poprzez wznoszenie barier nie można rozwiązać problemów i udoskonalić współistnienia, lecz przez połączenie sił w trosce o innych, zgodnie z rzeczywistymi możliwościami każdej osoby i zgodnie z prawem, zawsze stawiając na pierwszym miejscu niepodważalną wartość życia każdego mężczyzny, każdej kobiety, każdej osoby. Elie Wiesel powiedział: „Kiedy zagrożone jest ludzkie życie, kiedy zagrożona jest ludzka godność, granice państwowe… stają się nieistotne”.
W różnych społeczeństwach są sobie przeciwstawiane w sposób ideologiczny bezpieczeństwo i solidarność, wymiar lokalny i uniwersalny, tradycja i otwartość. Zamiast opowiadać się po stronie idei, być może warto wychodzić od rzeczywistości: zatrzymać się, poszerzyć spojrzenie, zanurzyć się w problemach większości rodzaju ludzkiego, wielu grup ludności, będących ofiarami kryzysów humanitarnych, których same nie wywołały, a jedynie ich doświadczyły, często wskutek długich historii wyzysku, które trwają do dziś. Łatwo jest pociągnąć za sobą opinię publiczną, wzbudzając strach przed drugim człowiekiem; dlaczego zamiast tego w tym samym duchu nie mówimy o wyzysku ubogich, o zapomnianych wojnach, które często są hojnie finansowane, o porozumieniach gospodarczych zawieranych kosztem ludzi, o tajnych manewrach mających na celu handel bronią i jego rozprzestrzenianie? Dlaczego o tym się nie mówi? Należy zająć się dalekimi przyczynami, a nie biednymi osobami, które ponoszą konsekwencje, a nawet są wykorzystywane do celów propagandy politycznej! Aby usunąć przyczyny źródłowe, nie można jedynie zatamować kryzysów. Konieczne jest podjęcie wspólnych działań. Do epokowych zmian należy podchodzić z wielką wizją. Nie ma bowiem łatwych odpowiedzi na złożone problemy. Wręcz przeciwnie, istnieje potrzeba towarzyszenia procesom od wewnątrz, przezwyciężania gettoizacji i wspierania powolnej i niezbędnej integracji, aby w sposób braterski i odpowiedzialny przyjmować kultury i tradycje innych.”
Fot. Domena publiczna
Kierując się przesłaniem Franciszka, podobnie jak Ebenezer z dickensowskiej powieści, mamy możliwość zmienić swoje postępowanie, możemy w ten sposób uratować własną przyszłość.
„Przede wszystkim, jeśli chcemy zacząć od nowa, spójrzmy na twarze dzieci. Znajdźmy odwagę, by zawstydzić się wobec nich: niewinnych i będących przyszłością. Stawiają wyzwanie naszym sumieniom i pytają nas: „Jaki świat chcecie nam dać?”. Nie uciekajmy pospiesznie od okrutnych obrazów ich małych ciał leżących bezwładnie na plażach. Morze Śródziemne, które przez tysiąclecia łączyło różne ludy i odległe krainy, staje się zimnym cmentarzem bez nagrobków. Ten wielki zbiornik wodny, kolebka wielu cywilizacji, wygląda teraz jak zwierciadło śmierci. Nie pozwólmy, aby mare nostrum zamieniło się w przygnębiające mare mortuum, aby to miejsce spotkań stało się teatrem konfliktu! Nie pozwólmy, aby to „morze wspomnień” zamieniło się w „morze zapomnienia”.
Przesłanie z Lesbos przypomina o tym, że gra o przyszłość toczy się w tej chwili. O przyszłości nie będziemy decydować za kilka dekad, dzieje się to teraz i na nas ciąży odpowiedzialność za to jaki kształt przybierze. Bez rozważnego gospodarowania kurczącymi się zasobami planety i wzajemnego szacunku, każde kolejne święta, dzieciom współczesnej cywilizacji, będą przypominać wydmuszkę. Wydmuszkę eksponowaną w coraz smutniejszym krajobrazie pełnym sprzeczności, gdzie powietrza, wody i miejsca wystarczy tylko dla najsilniejszych.
Radosnych Świąt. Pomimo.