Jerzy Gajdzik. W latach pięćdziesiątych służył jako pilot – nawigator w Samodzielnej Specjalnej Eskadrze Lotniczej KBW. Treść powstała na podstawie rozmowy przeprowadzonej w marcu 2020 roku.
Do moich obowiązków należało między innymi przewożenie samolotem w różnych kierunkach oficjeli rządowych i partyjnych – więcej było chyba tych drugich. Do tego służyła Waja, o której koniecznie należy powiedzieć. Maszyna była przebudowanym bombowcem, dzięki temu można było przewozić grono pasażerów. Procesem przekonstruowania zajmowały się Zakłady Lotnicze w Mielcu. Z tej formy transportu korzystali oficjele różnej maści, gradacji społecznej, bo przewoziliśmy rozmaite, bardzo różnorodne towarzystwo.
Ówczesny prezydent PRL Bolesław Bierut bardzo często korzystał z naszych usług, które nie odbywały się Storchami lub Messerschmittami 108, tylko Focke Wulfem – FW 58 o kryptonimie Weihe. Mówiliśmy na nią Waja. Głowa państwa latała z obstawą, a ten samolot spełniał oczekiwania i miał dość miejsca. Waja była maszyną 6-cio miejscową w przedziale pasażerskim, czyli zabierała na pokład Bieruta i pięciu towarzyszy. I tak lataliśmy w różnych kierunkach po Polsce.
Pilotem przypisanym do tego samolotu był radziecki obywatel Bolesław Orłowski – dla nas Boluś. W tym momencie warto powiedzieć, że Samodzielna Eskadra Lotnicza KBW (przyp. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego) składała się z 36 osób; oficerów, podoficerów w randze sierżantów plutonowych do obsługi naziemnej i technicznej. Natomiast piloci byli w stopniach oficerskich.
Waja służyła głównie szybkiemu przemieszczaniu. Pomimo, że została przerobiona z bombowca osiągała dużą prędkość i mogła lądować w zasadzie wszędzie. Wystarczyła trawiasta płaszczyzna i odcinek pasa porównywalny do tego jaki potrzebował Messerschmitt. Takimi maszynami dysponowaliśmy w Samodzielnej Eskadrze Lotniczej KBW.
Transport wyglądał tak: Boluś Orłowski – obywatel ZSRR był pod zwierzchnictwem generała majora Kurłyszewa, oczywiście Sowiety. Przechadzał się w polskim mundurze z naramiennikami majora, a był generałem. My chodziliśmy bez dystynkcji i zwracaliśmy się do siebie po imieniu, bez przywiązywania wagi do stopnia i rangi. Wyjątkiem był dowódca eskadry czyli pułku, bo jednostka była traktowana tak jak obecny 36 Pułk (przyp. 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego).
Waja miała stałą obsadę załogi, stanowił ją Boluś i nawigator, zazwyczaj któryś z oficerów sowieckich. Pewnego razu stało się tak, że nawigator zaniemógł i poszedł na zwolnienie lekarskie. Tak się złożyło, że akurat byłem oficjalnie drugim z nawigatorów. Pozostali nie byli nawigatorami tylko pilotami mechanikami. Nie mogli latać jako nawigatorzy, chociaż z tym bywało różnie. Czasem samoloty traciły podwozia w Górach Świętokrzyskich (śmiech).
Charakterystyczne u prezydenta Bieruta było to, że opinia publiczna o nim w tamtym czasie nie była prawdziwa. Był człowiekiem bardzo inteligentnym i doskonale potrafił wczuć się w rozmowę z każdym. Pamiętam, że wtedy lecieliśmy do Lublina.Warto podkreślić jak zachowywał się Bierut, kiedy wszedł na pokład. Oprócz ogólnego „dzień dobry”, skierowanego do wszystkich, odwiedził załogę i przywitał się z pilotem i nawigatorem, czyli Bolusiem i mną. Był to jedyny raz kiedy leciałem jako nawigator z pilotem przypisanym prezydentowi.
Bolesław Bierut pozdrowił nas i poszedł, nie padły żadne dyspozycje, zresztą to było absolutnie nie do przyjęcia. Teraz to się zdarza – tylko po co i dlaczego? Wywieranie jakiegokolwiek nacisku na pilotach było nie do pomyślenia. Chcę podkreślić, że latali z nami różni dygnitarze partyjni, ale tylko Bierut wraz ze swoją obstawą zawsze najpierw witał się z załogą. Nie pytał jak lecą, gdzie lecą, wszystkie potrzeby musiały być uprzednio zgłoszone i określone przed wejściem na pokład Waji. W powietrzu nie było mowy o tym żeby ktokolwiek dyrygował pracą pilotów.
Koledzy, którzy latali na innych typach maszyn, mówili to samo. Mieliśmy w eskadrze sporo samolotów przeważnie niemieckie, chociaż były też innej produkcji nielotne, stojące jak eksponaty na stojankach przed hangarami, ale to mało istotna dygresja.
Muszę powiedzieć, że spotkałem się z rozmaitymi przypadkami (pasażerów). Nie tylko na Waji, bo ona służyła do lotów z Komitetu Centralnego, na przykład z ministrami, którzy wsiadali na pokład i nawet nie powiedzieli dzień dobry. Pod tym względem Bolesław Bierut pozytywnie się wyróżniał.