Nasze wyobrażenie o Madagaskarze jest pewnie zupełnie inne od tego co serwuje rzeczywistość. Co Cię zaskoczyło w czasie pobytu na wyspie?
Po ostatniej wyprawie, która zakończyła się 7 marca mam głęboko w pamięci obraz i czuję to miejsce w kościach. Zaczynam też mieć ogromną wewnętrzna satysfakcję, że zaliczam się do niewielu ludzi w Polsce, którzy poznali tę odległą destynację i nawiązując do Twojego pytania, wiedzą nieco na temat Madagaskaru. Miejsce jest niedostępne z wielu powodów. Loty są wciąż bardzo drogie, na wyspę można trafić głównie francuskimi liniami lotniczymi. Oczywiście w biurach podróży pojawiają się oferty wypoczynku na Madagaskarze. W mojej opinii pobyty 10 dniowe w jednym miejscu to nieporozumienie.
To cudowna wyspa, wyjątkowo zróżnicowana pod względem przyrodniczym, powiem nawet, że emocjonalnym, bo po drodze mamy możliwość odwiedzić różne ludy. Na Madagaskarze jest siedem grup etnicznych, a każda jest zupełnie inna od pozostałych. Odmienne są też obyczaje w każdym z miejsc zamieszkiwanych przez rdzenną ludność. Kultywowana jest odrębność modelu, sposobu życia, całkowicie różniąca się nie tylko od Europy, ale całego świata.
Różnice przyrodnicze można zdefiniować historią geologiczną wyspy. W czasach, kiedy istniała Pangea i dzieliły się kontynenty, Madagaskar ostatecznie znalazł się na wschód od afrykańskiego wybrzeża. Nawet w tej chwili, widać doskonale na mapach, że wyspa kształtem pasuje do macierzystego kontynentu jak przysłowiowy klocek lego.
Ten proces sprawił, że na Madagaskarze pozostały lemury, nie zdążyły się przemieścić, lub nigdy nie mieszkały tam dzikie koty, drapieżniki – lwy, tygrysy, lamparty. Nie ma hien ani słoni, w związku z tym te czterdzieści siedem, niektórzy twierdzą, że czterdzieści osiem gatunków lemurów ma się doskonale.
Na teren wyspy przemieścił się, a w zasadzie przybył z czasem z terenów obecnej Malezji i Indonezji człowiek, stąd podobieństwo wizualne i genetyczne do ludów zamieszkujących te rejony. Można powiedzieć, że człowiek był największym zagrożeniem dla lemurów. Jeszcze dwieście lat temu na podstawie opisów i rycin na Madagaskarze żył przedstawiciel tego gatunku wielkości człowieka, orangutana, blisko dwa metry. Już samym wyglądem budził grozę, więc ludzie go wybili. Dzisiaj największe okazy mają około metra, a najmniejsze mieszczą się w dłoni.
Co stanowi największe wyzwanie w wyjeździe na Madagaskar? Nie mówię o zorganizowanych, komercyjnych wycieczkach, ale o tych indywidualnych, w kameralnych grupach.
Do jednej z przeszkód można na pewno zaliczyć język. Obowiązuje francuski, język angielski jest drugorzędny – spotkamy go w dużych miastach, ale nie wszyscy posługują się sprawnie. Francuski, chociaż nie jest już językiem urzędowym, bo Malgasze od wielu lat cieszą się niepodległością jest chętnie używany. Kto zna, ten dogada się, ale oczywiście jest mniej popularny od angielskiego, który wciąż jest najbardziej powszechny w komunikacji.
W moim odczuciu, a jestem tam już, albo dopiero, trzeci raz – tak można powiedzieć – Madagaskar zwiedzamy partiami. Jeszcze nie rozeznałem jak wygląda północ wyspy, ale z pewnością wielką trudność sprawia przemieszczanie się. Na pierwszą wyprawę kupiliśmy w Wielkiej Brytanii bardzo szczegółową mapę, było też z nami dwóch Brytyjczyków polskiego pochodzenia. Mieli świetną, świeżą, dopiero zaktualizowaną mapę z drogami zaznaczonymi na żółto i czerwono. Kiedy u nas przyglądamy się takiej mapie wiemy, że są to doskonałej jakości szlaki. Na Madagaskarze wszystko ma zupełnie inny wymiar. Droga zaznaczona na czerwono, jest zresztą tylko jedna przechodząca z północy na południe, jest tylko częściowo wyasfaltowana, to nieustający ciąg dziur. Nie można rozwinąć prędkości wyższej niż 30–40 km/h. Sytuacja wygląda tak nawet w okolicach miast. Są też wyjątki. Na przykład wokół kilkudziesięciotysięcznego szafirowego miasta, gdzie występują te kamienie szlachetne. Nie łudźmy się jednak, że powodem powstania tak dobrej jakości drogi jest potrzeba dojazdu miejscowych. Główna część tej drogi jest pasem startowym dla samolotów lecących głównie do Indii, Pakistanu lub do Europy. Przewożą świeżo wydobyte szafiry. Miałem w tym roku okazję odwiedzić i nawet zjechałem dziesięć metrów do kopalni szafiru. Zrobiliśmy trochę zdjęć. Warunki w jakich od dziesięcioleci pracują ludzie poszukujący szlachetnych kamieni, wydobywający urobek w nadziei odnalezienia dużych okazów, bo tylko te się liczą, zasługują na osobną dokumentację. To materiał na świetny film, albo książkę o tym rejonie. Rząd zgodził się na wybudowanie w tym miejscu pasa startowego ale pod warunkiem, że powstanie kilkadziesiąt kilometrów drogi. Każde zboczenie z kursu w lewo lub w prawo to offroad. Chcąc zobaczyć prawdziwy Madagaskar, życie plemienne, życie we wioskach i przyrodę trzeba wynająć samochód terenowy. Z kolei wynajęcie samochodu terenowego na wyspie jest dużo droższe niż w Europie. To biedne miejsce, więc jeżeli ktoś pokusi się o sprowadzenie samochodu jest zazwyczaj Chińczykiem lub Francuzem, który prowadzi na Madagaskarze interesy. Ci którzy przyjeżdżają na wyspę, czyli turyści muszą liczyć się ze sporym wydatkiem. Najlepiej podróżować w grupie, przy czterech osobach koszty rozkładają się równomiernie.
Kolejna trudność to warunki pogodowe. Madagaskar teoretycznie jest dostępny o każdej porze roku, jednak o sezonie możemy mówić od połowy maja do końca września. W pozostałym czasie, w którym także jest bardzo ciepło trwa pora monsunów. Wtedy prawie 70% obszarów poza Wyżyną Centralną, czyli wszystkie nadmorskie rejony, są praktycznie odcięte od świata. Byliśmy na wyprawie w 2018 roku i trafiliśmy w bardzo podmokłe miejsca i byliśmy świadkami tak zwanego objazdu wiosennego. Duży samochód wojskowy z medykami – zazwyczaj jest to chirurg i stomatolog objeżdżają wioski sprawdzając ile osób umarło na przykład wskutek malarii, monsunów, a nawet tsunami, które także pojawia się u wybrzeży Madagaskaru i zbiera krwawe żniwo. Nikt nie jest w stanie policzyć ofiar, dopiero kiedy wojskowi i medycy udają się na miejsce, by z zarządem wioski ustalić bilans.
Problemem jest brak opieki medycznej. Możemy jednak poradzić sobie z nim jeśli odpowiednio zaopatrzymy się w medykamenty. Trzeba wiedzieć, że cała wyspa jest w czerwonej strefie malarycznej, nie ma miejsca na Madagaskarze, gdzie nie mogłaby wystąpić choroba. Pozostaje łykanie zapobiegawczo dwóch leków, które są dostępne w kraju, albo jedna duża dawka kiedy pojawią się na miejscu objawy malarii. Potrzebne są także opatrunki odkażające, antybiotyki, wszystko trzeba mieć ze sobą, bo na wyspie jest ogromny deficyt leków. Są dostępne jedynie w dużych miastach, ale o wiele droższe niż w Europie, poza nie spodziewajmy się opieki medycznej.
Natomiast wszystkie trudności rekompensuje przyroda i nieprawdopodobna łatwość w dostępie do niej. Kameleon, piękny kwiat tuż przy drodze – wszystko na wyciągnięcie dłoni. Niezwykli są ludzie, a jeśli będzie nam dane zamieszkać w jakiejś wiosce kilka dni poznamy ich autentyczność. To jest niezwykłe w całym Madagaskarze, tam nie ma żadnej cepeliady, nie ma niczego na pokaz i skażenia masową turystyką. To mnie fascynuje i daje nadzieję, że ten świat bywa normalny i to chyba należało powiedzieć na początku.
Co najbardziej fascynuje w Madagaskarze, co sprawia, że opiera się komercji?
Odmienność od tego wszystkiego co znamy, jeśli się zastanowimy, jest w zasadzie normalnością. Lokalne ludy potrafią wspaniałomyślnie podzielić się czymś, ale potrafią także „wykiwać” i Europejczyk nigdy by nie wpadł na pomysł, że tak można. Do dzisiaj kultywowana jest znana, ale niechlubna historia mówiąca o kradzieży zebu. Zebu to krowa jednogarbna, gatunek endemiczny, który jednocześnie jest symbolem rolniczego, ekonomicznego Madagaskaru. Kto ma zebu, ten ma pieniądze i władzę. Jeśli na wyspie ktoś pyta o majątek to zazwyczaj pyta ile masz zebu.
Najbardziej fascynują mnie te rejony w których żyje się tak jak kiedyś, gdzie ludzie posługują się atawistycznymi odruchami. Trochę pomieszkałem w tym roku na Madagaskarze, odwiedziliśmy południe wyspy, które udało się obejrzeć w zasadzie w jednej trzeciej. Zjechaliśmy z drogi mając samochód terenowy i 300 km pokonaliśmy w tydzień po drodze zatrzymując się w nielicznych osadach. To jest przygoda. Mieliśmy namiot ze sobą, ale można wynająć za niewielką opłatą nocleg. Wyżywić można się za 3-4 złote dziennie, oczywiście bez przesady, jeżeli bazuje się na ryżu i sosie, mięso tylko lekko przelatuje nad tą potrawą. Natomiast jeśli wydamy 10 dolarów dziennie mamy naprawdę opór atrakcji kulinarnych. Łącznie z piwem, które możemy kupić prawie w każdym miejscu. Jeżeli ktoś chce zasmakować lokalnego trunku najlepiej kupić dzama rum. Rum robiony na bazie trzciny cukrowej i wanilii. W odczuciu moim i moich kolegów nie ma lepszego na rynku. Mimo, że ma 40% z przyjemnością się go spożywa, na przykład przegryzając egzotycznym owocem. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę warunki pogodowe, bo to ciężki klimat dla Europejczyka. Jest potwornie gorąco i wilgotno, więc lepiej smakują zimne napoje.
Nie podejmę się podania nazwiska przewodnika z którym już drugi raz zwiedzamy Madagaskar, bo ma chyba 35 liter, ale w skrócie mówimy na niego Edwin. Przesłałem mu w ostatnim czasie transfer pieniędzy, ponieważ w tej chwili, w związku z pandemią zamarł ruch turystyczny i ludzie nie mają żadnych środków do życia. Edwin jest bardzo bogatym duchowo człowiekiem. Mówi w dwóch językach: angielskim i francuskim. Angielskiego nauczył się jeżdżąc z profesorami różnych dziedzin nauki. Wysłał także do szkoły swoją najstarszą córkę, środki o które mnie prosił przeznacza na ten cel. Powiedział sceptycznie, że dopóki korupcja będzie zjadała urzędników i kraj nie będzie miał przywódcy, który postawi na nieprawdopodobnie bogate złoża minerałów występujące na wyspie to ludzie będą żyć w biedzie. W tej chwili panuje tam gospodarka grabieżcza, w której cenne surowce i złoża odsprzedaje się Amerykanom czy Francuzom, a później Chińczykom i w ten sposób następuje wypompowywanie dóbr i sprzedawanie ich z tysiąckrotnym przebiciem gotowych produktów w Europie czy Ameryce. Zdanie wielu ludzi jest takie, że czerpie się bez jakiegokolwiek umiaru i rozmysłu z zasobów tego pięknego miejsca…
***
Grzegorz Kuśpiel – podróżnik, grotołaz, instruktor Polskiego Związku Alpinizmu.
Jest założycielem Działu Etnograficzno – Podróżniczego w Muzeum Miejskim Sztygarka w Dąbrowie Górniczej. Jest członkiem National Geographic Society, IPCC Indo – Polish Cultural Committee, Stowarzyszenia Speleologicznego przy Polskim Towarzystwie Geograficznym i Klubu Europejskiego.
Od ponad dwóch dekad uczestniczy w wyprawach jaskiniowych, górskich i etnograficznych w różne zakątki świata. Był pomysłodawcą i kierownikiem pierwszych w historii polskiej speleologii wypraw do Papui-Nowej Gwinei (2001-2002). Otrzymał wyróżnienie w Podróżniczych Dokonaniach Roku „KOLOSY 2001”, w kategorii eksploracja jaskiń. W 2002 r. został nagrodzony „paszportem” Klubu Europejczyka za wyjątkowe osiągnięcia w dziedzinie kultury przez Danutę Hübner – ówczesną minister ds. Unii Europejskiej. Od 10 lat organizuje spotkania podróżnicze w cyklu „Wyprawy na krańce Ziemi”. Jest Mieszkańcem Dąbrowy Górniczej.