Poczucie

Święta za pasem, po osiedlowych odgłosach wnioskuję, że niektórzy rodacy już wdrożyli huczny program ich obchodów. Pan z czwartego piętra sąsiedniego budynku komunikuje światu jak bardzo czegoś nie było w sklepie. O jak tego czegoś kur… mocno zabrakło. Z kolei w okolicach spożywczo-monopolowego, z naciskiem na drugi człon, tuż przed zamknięciem, słychać było donośne głosy dżentelmenów podekscytowanych zakupem. O jak kur… czegoś nie zabrakło i jak dobrze, że w dobie pandemii wciąż można liczyć na płynną nagrodę pocieszenia.

Pocieszać można również słownie. Odebrałem pokaźną liczbę życzeń, nieco także wysłałem. Płynące z nich wnioski. Skrócił się i wypłaszczył horyzont do którego sięgamy wyobraźnią. Było sporo życzeń związanych ze zdrowiem, mniej dalekosiężnych planów i jak mówimy w branży: większość rozmówców skupiła się na bieżączce i evergrinach. No bo i po co sięgać, gdzie wzrok nie sięga, skoro rytm życia wyznaczają pomysły ukute na konferencjach prasowych pana w okularach i pana bez okularów, ale z podkrążonymi oczami.

Doszedłem do jednego wniosku. Nie jest to nowy ani szczególnie przemyślany koncept, nawet nie jest oryginalny i odkrywczy, ale mam prawo wierzyć w to, że jedynie słuszny. I teraz… uwaga… werble… bo będę tłumaczyć co nas może ocalić.

Może nas ocalić poczucie humoru.

Słowiańskie dusze mają w sobie ładunek pewnej nonszalancji i nieoczywistości. Wystarczy puścić obywatelowi Niemiec czy Szwecji „Misia”, wtedy można zrozumieć jak wiele dzieli nas w pojmowaniu rzeczywistości. Polecam przetestować na znajomych zza upadłej żelaznej kurtyny. Nie ocali naszej Ojczyzny położenie geograficzne, posunięcia polityczne, plany gospodarcze, ale właśnie poczucie humoru. Ukrainiec czy Rosjanin zawsze przyzna, że komedia zalicza się do gatunków dramatycznych i w każdych okolicznościach należy się wygodnie urządzić, co czyni z Polaków bliskich wschodnim sąsiadom.

Ostatnio pytałem znajomych co sądzą na temat Jerzego Urbana? Prócz stwierdzeń, że jest komunistyczną, wredną, czerwoną, zepsutą do szpiku kości, arogancką świnią, nie szanującą żadnej świętości, wykiełkowała pewna myśl. Okazało się, że komunistyczna, wredna, czerwona, zepsuta do szpiku kości, arogancka świnia, nie szanująca żadnej świętości stała się punktem odniesienia i znakomitym, bystrym komentatorem bieżących wydarzeń społeczno-politycznych. Wspaniałe są także anegdoty, którymi wciąż sypie jak z rękawa. Pomimo, że zmieniło się wszystko wokół nas, nie zmieniło się w zasadzie nic. W ramach ocalenia dzięki poczuciu humoru warto przywołać dwie.

1. Z Michaiła Gorbaczowa śmiano się przede wszystkim z jego prób naprawy skompromitowanego systemu i bankrutującej, beznadziejnie niewydajnej gospodarki – polecam przeczytać „Widziałam” Ewy Ewart.

Sytuacja wygląda następująco. Kolejka do sklepu monopolowego po wprowadzeniu przez Komitet Centralny wyższych cen wódki, co miało pomóc w walce z powszechnym alkoholizmem w ZSRR. Jeden z kolejkowiczów traci cierpliwość i krzyczy: „Mam tego dość! Nienawidzę Gorbaczowa. Pójdę na Kreml i go zabiję!”. Wychodzi, wraca po 40 minutach i ponownie zajmuje miejsce w kolejce. Pytają go, czy zrealizował swój cel. „Nie. Wprawdzie dostałem się na Kreml, ale kolejka do zabicia Gorbaczowa była dłuższa niż ta przed tym sklepem”.

2. Pociąg wiozący Lenina, Stalina, Chruszczowa, Breżniewa i Gorbaczowa zatrzymuje się, po tym jak maszynista zauważa, że kończą się tory. Każdy z przywódców opracowuje własne rozwiązanie. Lenin zbiera chłopów i robotników z okolicy i zmusza ich do budowy torów. Stalin każe rozstrzelać załogę. Chruszczow rehabilituje wybitą załogę i każe jej zebrać tory, po których pociąg już przejechał i położyć je przed nim. Breżniew zasłania zasłony w wagonie i rusza się do przodu i tyłu, udając, że pociąg jedzie.Gorbaczow natomiast zwołuje wiec przed lokomotywą i intonuje pieśń „Nie ma torów! Nie ma torów! Nie ma torów!”.

Uśmiechajmy się szeroko – ocali nas tylko poczucie humoru – albo szerokie tory ze Sławkowa do Chin.