Przeczytałem. Wspomnienia ludzi sprzed pokolenia x, y, z, millenialsów. Generacji żyjącej bez intelektualnych sterydów, coachów, influencerów, trendsetterów, komunikatorów, łączności satelitarnej, przekazu podprogowego i transmisji w jakości 8K z wnętrza sedesu. Powinni zdawać matury, robić niemądre rzeczy i poznawać świat. Nie zdążyli. Powstanie warszawskie wraz z upływającym czasem jest remodelowane w zbiorowej pamięci i pewnie jego 75. rocznica będzie okazją do narodowej dyskusji. Kolejnej, wtórnej i niekoniecznie owocnej dla samych Powstańców. Przykro słuchać, szczególnie świadkom tamtych wydarzeń, że brali udział w kiepsko przygotowanej akcji, w zbiorowym samobójstwie pod komendą nachlanych dowódców. Z drugiej strony nie chcą być postrzegani posągowo jako herosi swojej epoki. Nie mieli wpływu na czas w którym żyli. Ci, którzy przetrwali, podobnie jak ocaleni z obozów zagłady, niosą w sobie pokój, nie mieli potrzeby wojować, nie pragnęli zemsty. Potencjał pozwalał jedynie na kulawą obronę a im kazano walczyć. Dla mnie bohaterowie książki, bohaterowie Powstania reprezentują ostatnie pokolenie, które potrafiło słuchać siebie nawzajem. Umieli słuchać i usłyszane schować na tyle lat w pamięci. Mój święty imiennik, Tomasz z Akwinu, radził tak: „Panie zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji”. Boję się, że jutro będzie wiele wykrzyczanych, wytupanych i niewłaściwie wyrażonych opinii, ze szkodą dla garstki ocalałych bohaterów, których głos, czego jestem pewien, jest rzadko wysłuchany.
Post Views: 202