czasem pisane, bo pisane czasem

Uciec przed sobą

„Skatowane niemowlę z pękniętą czaszką. Rodzice kompletnie pijani.
Bili synka i wykręcali mu rączki. Rodzice oskarżeni.
Roczna dziewczynka zmarła po gwałcie. Policja uznała, że to wypadek.
„Wujek” skatował na śmierć Maksia. Nowe fakty.”
Oto rekordy, które pojawiły się w wyszukiwarce internetowej po wpisaniu kluczowej frazy „skatowane dziecko”. Prezentowany zakres obejmuje 30 dni. Kiedyś trzeba było myśleć co się pisze, a później za słowo pisane odpowiadać – aktualnie niekoniecznie.
***
Mała Madzia zaginęła 24 stycznia 2012 roku. Pierwsza wersja wydarzeń mówiła o porwaniu dziecka. Według słów matki, 22-letniej Katarzyny Waśniewskiej, wracała ona do domu, kiedy około godziny 18. nagle na ulicy ktoś uderzył ją w tył głowy. Finał historii znamy.
Matka Madzi odsiaduje wyrok, a porządki na twardym dysku skłoniły mnie do podzielenia się zapisem ważnej dla mnie rozmowy. Minęło sześć lat.
Uciec przed sobą
Kim chciała być, kim jest i kim stanie się dla społeczeństwa Katarzyna W.? Na pytania związane z najgłośniejszym procesem ostatnich lat odpowiada dr psychologii Anna Winnicka – wieloletni pracownik Instytutu Psychologii, Katedry Psychologii Zdrowia i Rozwoju Człowieka Uniwersytetu Śląskiego, założycielka Śląskiego Centrum Psychosomatyki.
Czy możemy powiedzieć, że istnieje rys psychologiczny matki dzieciobójczyni, czy jesteśmy w stanie wskazać wspólne cechy charakteru dla takiej grupy kobiet?
To rozległy i skomplikowany temat, nawet w bardzo szerokim ujęciu psychologii. Każdy przypadek jest niewątpliwie odmienny i indywidualny. Problem nie dotyczy jednostki, ale rodziny, systemu, grupy i kręgu kulturowego. W ocenie niezbędny jest kontekst społeczny.
Bardzo łatwo wyślizguje nam się osąd, bo czyn, w przypadku tej sprawy jest bez precedensu, społecznie nieakceptowalny. Nie mieści się w potocznym rozumieniu relacji matka – dziecko. Zauważamy brak instynktu matki, brak uczucia, brak relacji, o której mówimy. Kultura i tradycja podpowiada, że ten przypadek wymyka się logice.
Może nasz odbiór Katarzyny W. wynika z faktu, że sugerujemy się archetypem matki? Zestawienie złej, wyrodnej kobiety i macierzyństwa, troski o dziecko stoi w opozycji do siebie.
Matka w przypadku zagrożenia reaguje natychmiast, szuka pomocy, wszelkich środków, zrobi wszystko, by ochronić potomstwo. Niewyobrażalna jest sytuacja, żeby dziecko wyślizgnęło się, upadło i matka pozostała wobec takiej sytuacji bierna.
Czy miała pani okazję poznać matkę Madzi osobiście?
Nie. Słucham przekazów medialnych i patrzę z uwagą na jej twarz – ona wiele mówi.
Co możemy z niej wyczytać?
Ta twarz prezentuje kompletną dysocjację, w terminologii psychologicznej jest to forma odcięcia, odseparowania, oddzielenia uczuć. To rozłączenie funkcji, które normalnie są zintegrowane, czyli świadomości, pamięci, tożsamości i percepcji.
Czy na podstawie przekazów telewizyjnych potrafi pani zbudować obraz jej osobowości, jak pani ją postrzega. Kim jest Katarzyna W.?
Widzę osobę, która ma bardzo precyzyjny obraz siebie. Wykoncypowała określony wizerunek, swoją osobowość, zachowanie i postawę. Ma bardzo konsekwentny i wyrazisty pomysł, jak tę wizję kreować, a medialny zgiełk zdaje się jej w tym pomagać.
Skazana miała pomysł na siebie, wyrazisty plan. Czy manipulacja otoczenia i kreowanie rzeczywistości były jego fragmentem?
Ona wygrywa ze specjalistami, bardzo szybko się uczy.
To bardziej złożona osobowość niż nam się wydaje?
Tak sądzę. Znakomicie reaguje na to, co działa na jej korzyść, co jest skuteczne – to jej oręże. Skuteczność w jej mniemaniu to sugestywny obraz osoby silnej, chłodnej, racjonalnej. Zadziwiające jest to, że przez wszystkie miesiące podczas rozpraw udało jej się utrzymać taki wizerunek. Mimo pewnych zachwiań odbieramy właśnie taki przekaz.
Osoby, które znają Katarzynę W. potwierdzają, że taka była, jest i być może taka nadal będzie. Z czego to wynika?
Jak mówiłam, wychowała się w danym środowisku, wpojono jej określone wartości. Jakie, tego dokładnie nie wiemy. Nauczyła się zachowań, relacji międzyludzkich. Z tym bagażem idziemy przez całe życie, kiedy trzeba korzystamy z jego zawartości.
Jak wynika ze zgromadzonego materiału dowodowego, 24 stycznia 2012 roku wysłała o godzinie 16.14 do swojego męża wiadomość o treści: „Kotku kup trochę pieczarek jak jesteś w sklepie i napal w piecach jak wrócisz, bo chyba będziesz szybciej niż ja, kocham cię”. Następnie o godzinie 16.16 odbyła rozmowę z bratem, w której stwierdziła, iż „dziecko właśnie się obudziło i już wychodzą z domu”. O czym świadczy takie postępowanie?
To jest typowe zachowanie psychopatyczne, wynikające z głębokiego deficytu uczuć wyższych, które nabywa się przez więź, miłość, troskę, wsparcie rodzicielskie.
Czy tego zabrakło w jej rodzinie?
Być może. Więź jest warunkiem szacunku dla człowieka, dla życia, dla bliskości, wrażliwości drugiej osoby. U tej kobiety tego brakuje, uczucia zostają odseparowane, zepchnięte na bok.
W jakim stopniu Katarzyna W. mogłaby zaplanować zbrodnię? Czy byłaby w stanie zrobić to o wiele wcześniej?
Mogę jedynie domniemywać, że w roli matki czuła się źle, ta rola jej ciążyła, krępowała jej wolność, czuła, że jest to głęboka pomyłka, nieporozumienie.Wachlarz obowiązków, który spadł na nią, przy takim deficycie uczuć wyższych, okazał się zbyt ciężki. Nie myślała, że opieka nad córką stanie się codziennym, obowiązkiem. Wychowanie dziecka to praca i szara rzeczywistość od świtu do zmierzchu. Jej świat został zburzony i uniemożliwił zorganizowanie się, znalezienie własnego miejsca. Gdy Madzia urodziła się, Katarzyna założyła zapewne inny scenariusz.
Przypuszczalnie Katarzyna W. postanowiła stworzyć scenariusz zbrodni doskonalej?
Nie do końca, bowiem nie obroniła siebie, były możliwości rozwiązania problemu, nie tak bezwzględne i drastyczne.
Okno życia? Pozostawienie dziecka w szpitalu bez konsekwencji?
Myślę, że gdy urodziła się Magda, jej matka nie zdawała sobie sprawy z ogromu obowiązków. Konfrontacja z rzeczywistością okazała się trudna. Wydaje się dopuszczalna teza, że Katarzyna nie chciała się stawiać w niekorzystnym świetle jako wyrodna matka, która porzuca swoje dziecko. Próba ochrony wizerunku sprawiła, że posunęła się do tak skrajnego rozwiązania.
Bała się linczu ze strony społeczeństwa?
W naszym kręgu kulturowym łatwiej zostać matką osieroconą przez dziecko niż matką złą, wyrodną. Katarzyna kreuje się na ofiarę, a ofiara lubi współczucie, oczekuje od otoczenia pomocy. Tak było na początku, byliśmy pod wrażeniem jej cierpienia, jego ogromu. Ostatnie jej słowa w czasie procesu brzmiały: Jestem niewinna, to był wypadek!
Jaka była pani pierwsza myśl po uprowadzeniu Magdy, czy od początku coś wydało pani się podejrzane?
Zaskoczyła mnie precyzja, z jaką jej matka opisywała drogę. Miała w pamięci każdy fragment krajobrazu, zakątek, zaułek, mało znaczący szczegół. Zapamiętała przechodniów, wspominała, że jakiś mężczyzna ją śledził. Człowiek w szoku nie reaguje tak racjonalnie, pamięć zawodzi. Musimy też pamiętać o tym, iż było to mroźne styczniowe popołudnie, gdy mrok zapada wcześnie.
Czy pojawią się nowe Katarzyny W.?
Przypadki co jakiś czas powtarzają się. Słyszeliśmy niedawno o zamordowanym chłopczyku z Anglii. Jego matka i ojczym polskiego pochodzenia zostali skazani na kilkadziesiąt lat więzienia. Czteroletnie dziecko było karmione solą, głodzone, regularnie bite. Rodzice sadystycznie się nad nim znęcali.
Dlaczego tak się dzieje?
Do tej pory obserwuję, że to, że rodzice zabijają dzieci, staje się dziwną normą. Czyli pojawia się ciche przyzwolenie, jakaś akceptacja? Pytanie może pozostać bez odpowiedzi. Pochylamy się nad matkami zbrodniarkami w poczuciu swojej wyższości, samozadowolenia. Mnie by się to nigdy nie zdarzyło – myślimy. Jesteśmy widzami, oceniamy.
Choroby innych i ich porażki nas podbudowują?
W ten sposób radzimy sobie z lękiem, znajdujemy rodzaj samouspokojenia Przez chwilę możemy poczuć się kimś bardziej godnym czy po prostu lepszym.
Sąd I instancji skazał Katarzynę W. na 25 lat pozbawienia wolności, wyrok prawdopodobnie zostanie podtrzymany. Czy taki okres przebywania w zamknięciu zmieni coś w skazanej?
Miną lata, dziesiątki lat, kiedy wreszcie Katarzyna przestanie uciekać przed sobą, nie będzie bała się spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Zostanie ona i jej prawdziwe oblicze. Będzie musiała zmierzyć się ze swoim mrokiem wewnętrznym. Nie można uciec przed prawdą, przed własnym ja. Być może wtedy przestanie oszukiwać.
Półtora roku pokazało, kim była matka Madzi?
To był teatr. Działo się wiele. Jej przywozy na salę rozpraw były transmitowane w telewizji, widzieliśmy ją na okładkach tabloidów. Sukces medialny został osiągniety. Myślę, że mimo to zachowała zimną krew, okazała się człowiekiem o wielkiej sile. Pomimo szumu, natłoku bodźców, z którymi problem miałby każdy z nas, funkcjonowała w swoim zamkniętym świecie. Jest to pierwszy taki przykład, z którym się zetknęłam. Nie było w niej zakłopotania, żalu za zbrodnię, żalu po stracie dziecka – wszystkich uczuć wyższych, o których mówiliśmy.
Czy smutna sprawa małej Madzi, dziecka, które pozostało gdzieś w tle fleszy i szumu medialnego czegoś nas nauczyła?
Cały czas nią żyjemy, musimy odczekać aż emocje opadną. We mnie zakotwiczenie tego dramatu w świadomości społecznej, nagłośnienie do tego stopnia budzi lęk… budzi nawet grozę.
To był wypadek, jestem niewinna – powiedziała Katarzyna W. podczas ostatniej rozprawy…
Tak, słyszałam. Jest konsekwentna – do końca. Oby wszystkie wydarzenia związane ze śmiercią Madzi nigdy nie stały się scenariuszem, instruktażem, modelem wzorcowego zachowania dla pokoleń matek zabójczyń.